środa, 18 stycznia 2017

Smog, smog, smog na ulicach

Od kilku tygodni co raz częściej i głośniej mówi się o smogu w Polsce. I bardzo dobrze, bo problem przez wiele lat olewany zaczął być co raz bardziej odczuwalny (dosłownie, bo często czuć smród palonego dziadostwa). Na komórki dostępnych jest już (co najmniej) kilka aplikacji, dzięki którym można sprawdzić jakie jest aktualnie zanieczyszczenie powietrza w naszej okolicy. Sam mam taką (nie będę robić kryptoreklamy i nie podam nazwy) i czasem sprawdzam co pokazuje. 

Patrzę jednak na wyniki z pewną dozą wątpliwości. Jeśli się nie mylę, to wszystkie te aplikacje są darmowe, a skoro darmowe, to (może i błędnie) nie do końca wierzę w poprawność wyniku. Inna sprawa, że co aplikacja, to inne wartości.

W telewizji i w gazetach co chwilę nowe informacje o stanie powietrza, lub w jakim mieście padł kolejny (niechlubny) rekord zanieczyszczenia. Oczywiście obowiązkowe podkreślanie, że jest gorzej niż w Hong Kongu, czy w USA. O ile co do Hong Kongu jestem skłonny się zgodzić, to już przy Los Angeles, czy Londynie (tak, wiem że to nie USA, ale też często się pojawia w relacjach) nie jestem pewien prawdziwości stwierdzeń, bo spotkałem się z kilkunastoma kontr-artykułami, które opisują, że powietrze jest tam już dużo czystsze. Prawda pewnie leży gdzieś po środku.

Coś mnie dzisiaj jednak zastanowiło. Gazeta wrocławska alarmuje na FB, żeby nie wychodzić z domu, bo sytuacja dramatyczna (mniej więcej tak brzmiał nagłówek). Sprawdzam appkę, a tam ok 230% normy, ale tydzień temu było 800%. Clickbait? No jak w mordę strzelił.

W całym zamieszaniu ze smogiem ostatnio ogólnie odnoszę wrażenie, że po latach, poza ekologicznymi aktywistami, wszystkie (albo zdecydowana większość) media miały to w głębokim poważaniu. Teraz podłapali temat, ktoś narobił aplikacji, a cyferki kliknięć i oglądalności radośnie szybują ku niebu. 

Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Smog to olbrzymi problem, a najgorzej go znoszą dzieci, starsi i zwierzęta. Zamiast pojechać do pracy komunikacją miejską ludzie wolą samochód (nieważne, że trzeba rano drapać szyby, a potem szukać miejsca parkingowego). Bo jest wygodniej. W domach pali się byle czym, szczególnie w tych biedniejszych. Sam miałem piec, w którym paliliśmy z mamą węglem, ale sporo znajomych już w lecie zbierało drewno i inny szajs na zimę. Rozumiem takich ludzi. Mają niewiele, to palą byle czym, byle ciepło było. Czego nie rozumiem, to odpicowane wille na mojej trasie biegowej, z których teraz cuchnie jak cholera. czasami się zastanawiam, Czy nie zadzwonić na straż miejską i niech sprawdzą. Tylko trochę treningu szkoda ;)

Czy jedna ten smog ma aż taki na nas wpływ? Nie jestem lekarzem, więc nie będę tu zgrywał autorytetu. Na logikę jednak - mam na smog jakikolwiek wpływ? Samochodu (i prawka :p) nie mam, pieca w domu już też nie. Wpływu więc nie mam. Poza tym smog to problem, który jest od lat, a nie od tygodnia. Co się nawdychaliśmy, to nasze. Wiele lat paliłem zwykłe fajki, więc płuca swoje też już oberwały.

Jako biegacz czuję, że w niektóre dni mi się znacznie gorzej biega. Czy przez smog? Nie wiem, bo dopiero od niedawna sprawdzam zanieczyszczenie. Wpływ na wydolność wysoki poziom świństw w powietrzu na pewno ma, ale czy aż tak kluczowy, czy to jednak autosugestia i wina za słaby trening leży gdzieś indziej?

Do całego problemu staram się podchodzić więc na spokojnie. Absolutnie jestem przeciwny paleniu w piecach śmieciami, ale nie mam zamiaru dać się ogłupić przez media, dla których liczy się tylko liczba wyświetleń i widzów przed tv. I Wam też radzę nie dać się nabrać na bezczelne zagrywki dziennikarzy, dla których rzetelność wypowiedzi co raz mniej znaczy niestety.