niedziela, 25 września 2016

3. Bielański Bieg Rodzinny

24 września odbyła się na Bielanach Wrocławskich 3 edycja Bielańskiego Biegu Rodzinnego, organizowanego przez Pro-Run. Brałem w tym biegu udział również w zeszłym roku, więc oczywiście pojechałem tam z zamiarem poprawienia czasu :) Miał to być jednocześnie jeden z ostatnich sprawdzianów przed zbliżającym się półmaratonem w Krakowie.

Lekkim cieniem na start kładł się fakt, że zaczynał boleć mięsień dwugłowy. Nie chciałem przeszarżować i załatwić się przed Krakowem. Dzień wcześniej zaliczyłem jeszcze saunę, żeby gada rozgrzać i poskutkowało to całkiem nieźle, bo podczas biegu nic nie bolało (boli za to trochę dzień po biegu, więc czeka mnie lekki odpoczynek od biegania w najbliższych dniach).

Bardzo lubię starty, które organizuje Pro-Run. Zawsze spotyka się wielu znajomych z treningów :) Każdy wymienia się swoim planem na bieg i jest sporo śmiechu.


Teoretycznie trasa nie nadawała się do poprawiania życiówek. 2 pętle (za czym nie przepadam), masa zakrętów i agrafka. Ja nie nastawiałem się na jakieś szybkie bieganie (plan był, żeby zejść poniżej 55 minut), więc mi to nie przeszkadzało.

Ruszyliśmy o 15. Przyznaję się bez bicia, że taktycznie bieg położyłem. Zamiast spokojnie zacząć, poleciałem z tłumem o wiele za szybko robiąc pierwsze 2-3 km. Generalnie jakoś strasznie ciężko mi się biegło. Jak nic tempo za mocne sobie narzuciłem, więc z tego zadowolony nie jestem. Czas na mecie 52:29. Od zeszłorocznego lepszy o 6:30, progres znaczny i wynik lepszy, niż zakładałem przed startem :)

durne endomondo nie zaliczyło pełnych 10 km :(

Na miecie, mimo pewnego niedosytu przebiegiem, było wesoło :) Czy w przyszłym roku też tu wystartuję? Nie wiem. Raczej pojadę do Jelcza-Laskowic na Bieg Harcownika (który w tym roku zaplanowany był dzień po Bielańskim), żeby poznać nową trasę.

Tak, czy owak kolejny start na koncie i kolejna cegiełka do złamania 2h w półmaratonie dołożona.




poniedziałek, 12 września 2016

Planowanie jest wszystkim

Mówiąc, że planowanie w naszym życiu odgrywa olbrzymią rolę Ameryki nie odkryję. Planujemy mniej, lub bardziej świadomie, ale ciągle. Gdzie i kiedy pojechać na urlop? Co zrobić na obiad i to najlepiej, żeby wystarczyło jeszcze na 2 dzień do pracy? Jak spędzimy weekend itd?

W życiu biegacza planowanie odgrywa jeszcze większą rolę. Jest kluczem do sukcesu. I nie gra roli, czy za sukces uznamy występ na olimpiadzie, poprawienie rekordu życiowego na jakimś tam dystansie, czy w ogóle ukończenie jakiegoś określonego biegu.

Ktoś powie, ze na krótkich dystansach planować treningów specjalnie nie trzeba. Teoretycznie będzie w tym sporo racji, ale tylko przy założeniu, że dana osoba robi, lub robiła cokolwiek ze swoja kondycją. Zaczynając bieganie pokonanie 5 km było dla mnie wyczynem. Żeby zaliczyć pierwsze 10 km już musiałem sobie zaplanować w jakie dni będę trenować. O startach na dłuższe dystanse nie będę nawet wspominać, bo do połówki, czy maratonu bez treningu niewiele osób jest w stanie podejść (aczkolwiek i tacy kosmici się zdarzają).

Z resztą nie same treningi trzeba zaplanować, żeby osiągnąć zamierzony cel. Początek roku, to taki ciekawy okres, w który po pierwsze podsumowuje się zaliczone w mijającym roku starty, ale jednocześnie już planuje kolejne. Pod ważne starty układa się też urlop (albo planując go sprawdza się, czy w okolicy miejsca, do którego jedziemy nie ma jakiś ciekawych zawodów, nawet jeśli będzie to bieg o "nagrodę sołtysa").

Przed startem sprawdzamy prognozy pogody i to najlepiej na kilku portalach, żeby mieć względną pewność co ze sobą zabrać, jak się ubrać i na co się nastawić. Swoją drogą ciekawostka - przed "erą biegania" w życiu nie sprawdzałem jaka była zapowiadana pogoda. Patrzyłem po prostu przez okno i pod to wybierałem ciuchy :) Dalej twierdzę, że sprawdzalność w naszym kraju jest co najmniej marna na kilka dni wprzód, ale jednak zaczynam weryfikować co mnie czeka.

Mamy zaplanowane biegi na dany rok, rozpisany plan treningowy, przed startem sprawdzone warunki atmosferyczne, ale to nie koniec. Co jeść przed ważnym startem? O ile przed 5, czy 10 specjalnej filozofii nie ma i ważne, żeby pamiętać co by nie najeść się na godzinę przed ruszeniem na trasę kebaba (czy czegoś innego, ciężkostrawnego), to już przy dłuższych wybieganiach dieta jednak odgrywa ważną rolę. Absolutnie nie mam zamiaru się tu wymądrzać co powinno się jeść przed np. maratonem. Ten dystans jest dopiero przede mną, ale po dyskusjach ze znajomymi biegaczami wiem, że odpowiednia dieta przed tym startem też mnie czeka jeśli chcę go w ogóle ukończyć w limicie. Przed połówką za to już jako takie doświadczenie mam. Nie wiem, czy gdybym nie zmienił diety, to czy miałbym wynik gorszy (a może lepszy). Jedno jest jednak dla mnie pewne, że od kiedy zmieniłem swoje żywienie, to i czuję się lepiej i jakoś lepiej mi się biega. Więc znowu planowanie na 1 miejscu, tym razem związane z jedzeniem.

Sam trening. Ok, mamy rozpiskę od trenera, lub znalezioną w necie, albo sami ją sobie przygotowaliśmy. O ile nie biegamy w zorganizowanej grupie, to miejsce, w którym daną jednostkę treningową zrealizujemy również musimy sobie zaplanować :) Kto mieszka w mieście, ten wie, że znalezienie trasy, na której nie będzie świateł jest nad wyraz ciężkie. We Wrocku doskonale do tego nadają się nadodrzańskie wały. Do nich mam jednak naprawdę spory kawałek, więc przeważnie truchtam w swoich okolicach. I tu znowu trzeba sobie wyznaczyć trasę, a jak się znudzi, to ją zmodyfikować, albo wydłużać, żeby zwiększyć kilometraż (ewentualnie znaleźć górkę i dorzucić podbiegi).

Tak, czy inaczej w życiu biegacza planowanie jest wszystkim. I sukcesów bez niego nie się nie osiągnie.

niedziela, 4 września 2016

Witamy w paranoi, czyli "Zero" Marca Elsberga

"Dane osobowe są nie tylko nową ropą naftową, jak niektórzy próbują przedstawić to obrazowo, ale w niektórych dziedzinach od dawna wręcz zastąpiły klasyczny pieniądz jako walutę."

Powyższy cytat pochodzi z najnowszej powieści Marca Elsberga pod tytułem "Zero".

Ciężko jest zrecenzować tę książkę. Bezapelacyjnie książka jest świetna, może nawet lepsza niż "Blackout". Ciężkość recenzji polega na tym, aby nie zdradzić zbyt wiele z fabuły i nie zepsuć Wam przyjemności czytania, a jednocześnie napisać o niej kilka słów.

W "Zero" Elsberg ponownie niesamowicie celnie opisuje zachowania ludzi. Tym razem nie w sytuacji, gdy przez dłuższy czas nie ma prądu. Za cel bierze ochronę naszych danych osobowych (a właściwie jej brak, o czym dalej), to jak uzależnieni jesteśmy od technologii...i jak jesteśmy naiwni, czy wręcz głupi jeśli chodzi o nasze zachowania w sieci.

Wydarzenia z Edwardem Snowdenem jasno pokazały jakiś czas temu jak bardzo różne agencje inwigilują ludzi na całym świecie. Nie mówię tu tylko o NSA, CIA, czy o innych 3-literowych hybrydach z US & A (a o części pewnie nie mamy pojęcia, że istnieją). Takie same agencje są w każdym kraju pod różnymi nazwami. U nas za inwigilację odpowiada pewien minister (nie chcę tu bawić się w politykę, bo ten blog nie jest miejscem na to, ale wierzę, że wiecie kogo mam na myśli). Złamanie zabezpieczeń naszych skrzynek mailowych, czy innych profili to obecnie żart nawet dla mocy obliczeniowej standardowego smartfona, nie mówiąc już o służbach, które mają budżety sięgające wielu miliardów...dolarów, bądź euro.

Agencje rządowe nie są jednak jedynymi, które zbierają o nas dane. Szukacie hoteli na różnych witrynach? Macie karty klienckie różnych sklepów. Jakie dane tam podawaliście? Pamiętacie? Żeby prościej było - Facebook. Co tam udostępniacie? Gracie w jakieś gry na FB? Jakie dane udostępniliście? Co w Waszym imieniu te gry udostępniają na Waszej tablicy?

Idąc dalej. Przejrzyjcie spam w swojej skrzynce mailowej, albo zwróćcie uwagę na reklamy kontekstowe, które się wyświetlają Wam podczas przeglądania wiadomości na różnych portalach. Będą zupełnie inne dla Was, a w większości przypadków inne, gdy ja wejdę na tę samą stronę. To wszystko dzięki informacjom, które zbiera m.in. Google na temat naszej aktywności w sieci.

Zróbcie eksperyment w domu. Wpiszcie jakieś hasło w Google, np. wakacje w miejscu X, czy najlepsze filmy z roku Y, szczególnie jak macie (i uzupełniacie) profil na Filmweb, a potem niech to samo hasło na swoich ustawieniach niech wpisze ktoś inny. Porównajcie wyniki. 

Przyznaję bez bicia, że z internetu i komórki korzystam sporo, ale zawsze mam jakiś wewnętrzny opór przed podawaniem zbyt dużej ilości danych na mój temat. Tyle, że wpiszcie nawet w Google właśnie swoje imię i nazwisko, i zobaczcie co zwróci Wam wynik wyszukiwania.

W "Zero" Elsberg opisuje sytuację jeszcze bardziej przerażająco. Żeby nie zdradzić zbyt wiele (a jednocześnie lekko upraszczając początek powieści), wszystko zaczyna się od "inteligentnych okularów" i śmierci młodego chłopaka.

Akcja toczy się niesamowicie szybko. Jak to w sieci. O ile "Blackout" zwrócił mi uwagę na kilka aspektów życia, które w normalnej sytuacji nie wydają się zbytnim zagrożeniem, a jeśli już to są mało rzeczywiste i nie każdy musi po przeczytaniu tej książki stać się "prepersem", to po "Zero" przemyśleń jest więcej. Więcej, bo zdarzenia, które są w tej książce opisane dotykają (lub mogą) każdego z nas. I to każdego dnia. 

Żyjemy w świecie, w którym czujemy się bezpieczni. Wydaje nam się, że wyrażając opinie na forach internetowych jesteśmy anonimowi. I mamy rację! Wydaje nam się. Żyjemy w świecie "big data". Bardzo lubię stwierdzenie, że "kto ma wiedzę, ten ma władzę". I to niesamowicie mi do tej książki pasuje. Każda firma zbiera wszelkie możliwe informacje o swoich klientach, żeby dostosować produkt do nich, a tym samym oczywiście zarobić jak najwięcej.

Jeśli szukacie rewelacyjnego kryminału sensacyjnego, który opisuje wydarzenia, które mogłyby dotyczyć Was samych, to "Zero" jest zdecydowanie dla Was.

Podobnie jak "Blackout" "Zero" Was zaskoczy niejednokrotnie. Tej książki się nie czyta, ją się połyka.

Jednym z tekstów, który przewija się na kartach tej powieści jest "Witamy w paranoi". Nie jest moim celem, aby tę paranoję tu siać, ale następnym razem, gdy będziecie się gdzieś rejestrować zastanówcie się 2 razy, czy dane, o które dana witryna prosi faktycznie chcecie zdradzić?

Sportowe podsumowanie sierpnia

Zaczął się wrzesień, najwyższa pora podsumować miniony miesiąc pod kątem aktywności ruchowej.

Po lipcowym urlopie jakoś nie mogłem wejść w dotychczasowym rytm treningowy. Przez nawał obowiązków w pracy też praktycznie mnie nie było na treningach z Pro-Run. Co do nich, to przyznaję, że kilka cięższych treningów rozpisanych przez Grześka, gdzie z własnej głupoty się zajechałem, spowodowało, że kapkę mi motywacja siadła. Na pewno z nich nie zrezygnuję, bo dają mi dużo, nie tylko jeśli o formę chodzi, ale też i o technikę biegu (dzięki Ewa, dzięki Jacek). Summa summarum tak wyszło, że więcej truchtałem samotnie po swoich ścieżkach, niż realizowałem plan treningowy. Zdecydowanie nie jestem z tego dumny.

Co do parkrunu, to też byłem tylko raz, ale tu mam sensowne wytłumaczenie. Mianowicie starty w Biegu Niezłomnych i w Biegu Oborygena, które odbyły się w soboty. Generalnie z obu biegów jestem zadowolony. Specjalnie się o nich rozpisywać nie będę, bo ich opisy są w osobnych tekstach, ale szczególnie jeśli o Oborygena chodzi, to jedno muszę dodać. Mam mieszane uczucia wobec tego biegu. Z 1 strony trasa taka, jakie lubię, czyli wymagająca, a nie płaska i idealna do poprawiania życiówki. Z 2 strony piekielny upał nie dał cieszyć się z w pełni z tego biegu. Miejscami to była serio walka o przetrwanie i jak jeszcze nigdy nie byłem tak blisko, żeby zejść z trasy (i gdybym wiedział jak przez las trafić na metę, to możliwe, że bym to zrobił). Mam nadzieję, że za rok znowu ten bieg będzie w kalendarzu, bo chciałbym się z nim zmierzyć jeszcze raz.

nieregularność aż w oczy kole :/

Teoretycznie, jeśli o kilometraż chodzi, to nie wypadł ten sierpień aż tak źle. Po pierwsze biegowo zrobiłem (aż :p) o 1 km więcej, niż w lipcu, co dało 3 najlepszy miesiąc od kiedy biegam (w sumie 112 km). Licząc z rowerem, to 147 km dało drugi najlepszy rezultat. Powinienem być zadowolony, ale mam jakiś niedosyt. Cieszy za to zdecydowanie fakt, że 4 miesiąc z rzędu robię spokojnie ponad 100 km biegowo.

We wrześniu pora przemyśleć swój plan treningowy. Start w zawodach wstępnie zaplanowany tylko jeden, więc będę mógł poważniej podejść do tematu. Pora na to najwyższa, bo zaczyna do mnie docierać, że do 3. PZU Cracovia Półmaraton Królewski zostało niewiele ponad miesiąc i wypadałoby się dobrze przygotować, jeśli chcę poprawić rezultat z Wrocławia :)