Mówiąc, że planowanie w naszym życiu odgrywa olbrzymią rolę Ameryki nie odkryję. Planujemy mniej, lub bardziej świadomie, ale ciągle. Gdzie i kiedy pojechać na urlop? Co zrobić na obiad i to najlepiej, żeby wystarczyło jeszcze na 2 dzień do pracy? Jak spędzimy weekend itd?
W życiu biegacza planowanie odgrywa jeszcze większą rolę. Jest kluczem do sukcesu. I nie gra roli, czy za sukces uznamy występ na olimpiadzie, poprawienie rekordu życiowego na jakimś tam dystansie, czy w ogóle ukończenie jakiegoś określonego biegu.
Ktoś powie, ze na krótkich dystansach planować treningów specjalnie nie trzeba. Teoretycznie będzie w tym sporo racji, ale tylko przy założeniu, że dana osoba robi, lub robiła cokolwiek ze swoja kondycją. Zaczynając bieganie pokonanie 5 km było dla mnie wyczynem. Żeby zaliczyć pierwsze 10 km już musiałem sobie zaplanować w jakie dni będę trenować. O startach na dłuższe dystanse nie będę nawet wspominać, bo do połówki, czy maratonu bez treningu niewiele osób jest w stanie podejść (aczkolwiek i tacy kosmici się zdarzają).
Z resztą nie same treningi trzeba zaplanować, żeby osiągnąć zamierzony cel. Początek roku, to taki ciekawy okres, w który po pierwsze podsumowuje się zaliczone w mijającym roku starty, ale jednocześnie już planuje kolejne. Pod ważne starty układa się też urlop (albo planując go sprawdza się, czy w okolicy miejsca, do którego jedziemy nie ma jakiś ciekawych zawodów, nawet jeśli będzie to bieg o "nagrodę sołtysa").
Przed startem sprawdzamy prognozy pogody i to najlepiej na kilku portalach, żeby mieć względną pewność co ze sobą zabrać, jak się ubrać i na co się nastawić. Swoją drogą ciekawostka - przed "erą biegania" w życiu nie sprawdzałem jaka była zapowiadana pogoda. Patrzyłem po prostu przez okno i pod to wybierałem ciuchy :) Dalej twierdzę, że sprawdzalność w naszym kraju jest co najmniej marna na kilka dni wprzód, ale jednak zaczynam weryfikować co mnie czeka.
Mamy zaplanowane biegi na dany rok, rozpisany plan treningowy, przed startem sprawdzone warunki atmosferyczne, ale to nie koniec. Co jeść przed ważnym startem? O ile przed 5, czy 10 specjalnej filozofii nie ma i ważne, żeby pamiętać co by nie najeść się na godzinę przed ruszeniem na trasę kebaba (czy czegoś innego, ciężkostrawnego), to już przy dłuższych wybieganiach dieta jednak odgrywa ważną rolę. Absolutnie nie mam zamiaru się tu wymądrzać co powinno się jeść przed np. maratonem. Ten dystans jest dopiero przede mną, ale po dyskusjach ze znajomymi biegaczami wiem, że odpowiednia dieta przed tym startem też mnie czeka jeśli chcę go w ogóle ukończyć w limicie. Przed połówką za to już jako takie doświadczenie mam. Nie wiem, czy gdybym nie zmienił diety, to czy miałbym wynik gorszy (a może lepszy). Jedno jest jednak dla mnie pewne, że od kiedy zmieniłem swoje żywienie, to i czuję się lepiej i jakoś lepiej mi się biega. Więc znowu planowanie na 1 miejscu, tym razem związane z jedzeniem.
Sam trening. Ok, mamy rozpiskę od trenera, lub znalezioną w necie, albo sami ją sobie przygotowaliśmy. O ile nie biegamy w zorganizowanej grupie, to miejsce, w którym daną jednostkę treningową zrealizujemy również musimy sobie zaplanować :) Kto mieszka w mieście, ten wie, że znalezienie trasy, na której nie będzie świateł jest nad wyraz ciężkie. We Wrocku doskonale do tego nadają się nadodrzańskie wały. Do nich mam jednak naprawdę spory kawałek, więc przeważnie truchtam w swoich okolicach. I tu znowu trzeba sobie wyznaczyć trasę, a jak się znudzi, to ją zmodyfikować, albo wydłużać, żeby zwiększyć kilometraż (ewentualnie znaleźć górkę i dorzucić podbiegi).
Tak, czy inaczej w życiu biegacza planowanie jest wszystkim. I sukcesów bez niego nie się nie osiągnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz