Maj minął już kilka dni temu i powinienem go podsumować.
To był miesiąc, o którym chcę jak najszybciej zapomnieć. Biegowo tragedia. Ledwie 64 km.
Co było tego przyczyną? Powody były tak na prawdę 2. Po pierwsze delegacja. Teoretycznie powinienem mieć w Zurychu więcej czasu, bo po robocie nie musiałem nic robić, ale jednak jakoś jednak te wyjazdy zaburzają rytm treningowy. Co prawda poprzednio nakręciłem tych kilometrów znacznie więcej, ale jednak teraz byłem wybity z rytmu.
Jednak główny powód tak słabego wyniku to nie wyjazd a niestety kontuzja. Przeciążyłem łydkę i mięsień płaszczkowaty do tego stopnia, że ich ból i ból przenoszący się na piszczele ciężko było znieść nawet chodząc, nie mówiąc o bieganiu. Tak więc niestety trzeba było treningi przed Nocnym Półmaratonem odpuścić i skupić się na siłowni.
Co z tego wyjdzie 17 czerwca? Cholera wie. Noga boli już znacznie mniej I po kilkuset metrach, jak dobrze się rozgrzeje, to mogę biec normalnie, więc startu na bank nie odpuszczę. Czy uda się polecieć na zakładaną wcześniej życiówkę? Ciężko mi teraz powiedzieć. Możliwe, że tak pobiegnę, a odczuję to na następny dzień gdy nie będę mógł wstać. Zostało 11 dni do startu i niebawem się przekonam na co stać mój organizm.
Biegać znowu coś nieśmiało zaczynam. Siłę biegową i wydolność staram się budować na siłowni. Pocieszam się tym, że jednak ostatnie miesiące uczciwie pracowałem, a z każdym dniem łydka boli mniej. Więc o ile podczas tego półmaratonu nie wydarzy się nic niespodziewanego to jakoś go przebiegnę, a potem kolejny start dopiero w sierpniu, więc będzie można się regenerować.
Do zobaczenia na trasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz