Przez te 2 lata od kiedy biegam udawało się uniknąć poważniejszej kontuzji.
Jasne, padła mi kostka z winy fatalnych butów. Na kilka dni w 2015 z biegania wyłączył mnie kręgosłup (tu akurat po części wina siedzącego trybu życia, pracy w korpo przy kompie i zbyt dużego ciężaru na siłowni). Obie sytuacje skończyły się wizytą u ortopedy i skierowaniem do fizjo. To były jednak w sumie drobne urazy (chociaż bolesne), a wizyty u fizjoterapeuty ograniczały się do ćwiczeń McKenziego na kręgosłup czy ultradźwięków na kostkę.
W ostatnim miesiącu zaczęły mnie jednak dosyć mocno boleć piszczele. Do tego stopnia, że o ile po kilkuset metrach biegu ból przechodził, to co zatrzymanie na światłach to ponowny start wiązał się ze zgrzytem zębów. Dzień po takim treningu miałem nawet problem z chodzeniem. Jak nic przeciążenie, na które troche pomagała sauna i lodowate okłady. Cały maj "dzięki" temu treningowo, to była jedna, wielka porażka.
Zbliża się jednak mój główny start tego sezonu, więc żeby nie marnować czasu na odpoczynek i brak ruchu postanowiłem udać się wreszcie prywatnie do fizjo. Akurat na grupie Pro-Run na FB kolega pytał również o fizjo i zasugerowany został Marcin Kowalski z Well Therapy. No to postanowiłem się również zarejestrować. W końcu jak się chce życiówkę na nocnej połówce zrobić, to samym odpoczynkiem i leżeniem na kanapie, czy machaniem ciężarami na siłce się tego nie zrobi.
Kompletnie nie wiedząc czego się spodziewać pojechałem pełen nadziei, że po wizycie będzie mi lepiej. Po wejściu do mieszkania, w którym Marcin ma gabinet przywitały mnie jęki i soczyste "kurwy" pacjenta przede mną. Już za chwilę miałem zrozumieć czemu tak reagował :)
Przyszła kolej na mnie. Krótki wywiad co mi dolega i Marcin zaczął pracę nad moimi mięśniami. Już pierwsze wbicie się łokciem w mięsień czworogłowy i zawyłem z bólu. To (i kolejne minuty prac Marcina) pokazało, że to co dotąd uznawałem za rozciąganie i rolowanie w moim wykonaniu można było o kant dupy rozbić ;)
Ból w łydce jednak z każdą chwilę i każdym ćwiczeniem ustawał. Przeciążenie mięśnia płaszczkowatego z każdą minutą i kolejnym wbiciem się w punkt spustowy spięcia poszczególnych innych mięśni ustępowało.
Na koniec Marcin pokazał mi się jeszcze kilka nowych ćwiczeń rozciągających (znowu okazało się, że rozciągać to ja się kompletnie nie umiem, albo robię to po macoszemu, żeby tylko zagłuszyć wyrzuty sumienia).
Po wizycie miałem odpocząć jeszcze 3 dni i dopiero pójść zrobić kilka delikatnych kilometrów, żeby zobaczyć, czy ból już całkiem ustąpił. Było zdecydowanie lepiej niż przed wizytą, aczkolwiek sprawność nie do końca wróciła, więc wizytę powtórzyłem. Za 2 razem ból był już znacznie mniejszy. Poważne podejście do tematu rozciągania zrobiło swoje :)
Po tych 2 wizytach już rozumiem moich znajomych biegaczy, którzy mówią, że idąc do fizjo wiedzą, że będzie boleć, ale po tym bólu przyjdzie ulga.
Marcina jako fizjo zdecydowanie polecam. Żeby nie było to jako człowiek też :) Przesympatyczny gość.
Pomijając fakt, że dzięki jego pracy czuję się znacznie lepiej, to dodatkowym zyskiem tych 2 wizyt jest to, że poważnie zacząłem podchodzić do tematu rozciągania. I to nie tylko po treningu, ale wieczorem, na koniec dnia. Cóż jak to często u mnie - najpierw musiało poważnie zaboleć, żebym się czegoś nauczył. Teraz jeszcze muszę się zebrać w sobie, żeby też rolowanie poprawić. Robię je, ale za często mam tendencję do odpuszczania, gdy któryś mięsień zaczyna boleć. Lepiej, żeby zabolało przy rolowaniu, niż podczas biegania.
Taki to był mój pierwszy raz z fizjo :) Nie ma się czego bać. Jasne, będzie boleć. Momentami bardzo. Momentami bluzgi lecieć będą często (na pocieszenie Marcin powiedział, że dziewczyny potrafią przekląć dużo bardziej niż ja podczas naszego pierwszego spotkania, a trochę można się było nasłuchać). Summa summarum lepiej jednak pocierpieć przez godzinkę (nawet niecałą, bo przecież nie przez całą godzinę fizjo pracuje nad mięśniami), niż męczyć się kilka/naście dni z przeciążeniem, czy ryzykować poważniejszą kontuzję.
Oby jednak wszelkie napięcia, czy inne bóle nas wszystkich omijały.
Do zobaczenia na trasie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz