sobota, 13 maja 2017

Weekendowe bieganie w Kielcach, czyli zlot w mateczniku Wkurw_Team

Już jakoś od blisko 2 lat jestem członkiem Wkurw_Team. Już od dawna w dyskusjach na grupie na fb przewijał się temat wspólnego, oficjalnego biegu i integracji. Nie raz spotykaliśmy się na różnych biegach, w różnych miastach na wspólnej fotce przed biegiem, albo wspólnym piwku dzień wcześniej. Lud jednak domagał się igrzysk, czyli takiego oficjalnego "naszego" biegu...No i nadejszla wiekompomna chwila przy okazji 3. sieBiega Półmaratonu w Kielcach.

Niby miał to być bieg na luzie i dla zabawy, bez ciśnienia na jakiś wybitny czas, ale cieszyłem się na ten weekend jak głupi. Wreszcie spotkać tych pokręconych wariatów na żywo, albo znowu zobaczyć znajomych, których miałem okazje poznać czy przy okazji innych biegów.


Z góry wiedziałem, że zabawa będzie przednia i absolutnie się nie zawiodłem.


Oczywiście biegiem głównym weekendu miała być połówka, ale dzień przed nią zaplanowane mieliśmy również zbieganie z kieleckiego Telegrafu :) 


Do samych Kielc przyjechałem już w piątek przed 22. Szybki meldunek w hotelu i wio na integracyjne piwko. Dobrze, ze długo na nim nie siedziałem, bo sądząc po opowieściach niektórych osób było w nocy grubo ;)


Tak czy owak wyprawa zaczęła się iście epicko. Żartów i śmiechu było co nie miara. Ja przy okazji zrealizowałem swój niecny plan, czyli zebranie wywiadu pośród wkurw_ultrasów i trailowców odnośnie sprzętu na tego typu biegi. Dzięki temu mam już plan w co zainwestować zarówno na biegi górskie (czy trailowe), jak i ultra. Asfalt jest spoko do trzaskania życiówek i potrafi cudownie zmęczyć, ale jakoś ciągnie mnie w góry. Kto mnie zna dłużej, ten wie ze akurat góry u mnie to nic dziwnego. Kocham je bardzo.


Piątek w Kielcach przywitał mnie deszczem. Z radością w sobotę rano zobaczyłem, że na zBieg po Telegrafie wyszło piękne słoneczko, a temperatura oscylowała wokół 20 stopni. To nie tak, że boję się deszczu, czy tym bardziej niskich temperatur, ale jednak lecą z góry w dół po leśnej ścieżce wolałem mieć suchy grunt pod nogami.


Nie mogąc się doczekać wyruszyłem oczywiście dużo wcześniej. W sumie zebrało się nas na ten bieg 34 osoby biegnące. Osób towarzyszących niestety nie zliczyłem. Co o trasie? Tego się nie da opisać, to trzeba zobaczyć. Ścieżka miedzy drzewami po trasie downhilowej, różnica wzniesień 100 metrów na trasie ok 200 metrów...No generalnie hardcore.

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh5tk-cKCEr_tyV0yku__pipltECfFFR82YQMhF7bGHVvWOW9d5UhN7DIFsUcr6UxJl64lbpgaprvTM2H9SSqXHhcLt0fU3E2ssIp4Q_hmzHRq8W3kWlSlCGcbAyBiahy49BeM6yU5zujkG/s400/20170506_103151_Richtone%2528HDR%2529.jpg

Zwartą grupą weszliśmy na szczyt sprawdzić trasę i zaczęliśmy startować. To było niby tylko 220 m wg garmina, ale przez tę stromiznę, korzenie i kamienie dało się odczuć ten bieg. Nawet pomimo tego, ze zleciałem to w 1 minute 46 sekund (tak, jeden z gorszych czasów, ale nie czas tu był najważniejszy).


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEin_FGj9TtXFdeWv7iEQZWzd2ddBZqNAzekdir84ohv0CUzZkcCWY9-zV3Q4XGlLltMkDsrGutptNF7N4O5Pr8fbCY99ii4lbUl0LquCBUworvboJ0-8wQmcsKvse1ffBk-vnAlHgevUIgX/s320/IMG_7461.JPG

Zabawa FENOMENALNA, chociaż niebezpieczna i nie wiem jakim cudem nikt tam się nie wywalił ;)


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiN3-JPOGxwRUQ85Fp9H8Vp7wRltFbHlAx1rleT9NhaFC3whgTS4P-g0muY0K2lV_gAMzZeSrY8tBrUf28-6_vNTraQFHaS6l9hqwY91ZLSKbCFYKR0ikMhK_7LTB3tOKFxlAVOYTCxCTLt/s400/18274784_1834714493459699_6223379588138123682_n.jpg
zdjęcie sprzed "startu" dzięki uprzejmości Dark Side Runners

Po zabawie na Telegrafie cześć z nas pojechała odebrać pakiety na polówkę, a potem udaliśmy się coś wspólnie zjeść. Jak ktoś będzie miał przyjemność i okazję być w Kielcach, to polecam knajpę "Kilo maki". Zajebiste pizze, a i makarony ludzie sobie chwalili.


Późnym popołudniem dołączyła do mnie Aga, wiec spędziliśmy milo ten czas spacerując po urokliwych Kielcach i rozkoszując się wolnym czasem.


Niedziela to już był czas poważniejszego biegania. Poważniejszego w sensie dystansu, bo poza tym to polowa składu miała kaca (mam pewne wątpliwości czy niektórzy zdążyli wytrzeźwieć). Same Kielce to jednak góry świętokrzyskie, wiec trasa nie zapowiadała się na łatwa. 


Przed startem obowiązkowo musieliśmy strzelić sobie fotkę.


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjXje9BEcAKGCW_z_2m7mSJ4LeqVPgUxa_HK9_AJtSLv_kVzYF6vZig3U5afYO2j2OfTaNq7BmMHRsMnkMx1uHhlwTXO8Uwr6rhP_OKmysu3-0glZjR0dNANftAMlDwwAE8El6_hyqRBXpY/s400/18274828_1539091659465294_9032882748847657054_n.jpg
niestety nie pamietam kto to foto robil...niestety nie jest moje

Tak na prawdę nie miałem pomysłu na ten bieg. Z 1 strony wiedziałem, ze życiówki tam nie zrobię. Na chłodno potem analizując bieg doszedłem do wniosku, że dałoby rade, ale o tym za chwile. Inna sprawa była taka, ze chciałem pobiec ze znajomymi. Większość ustawiała się jednak na czas 2:20. To nie tak, ze uważam ze 2:20 na dystansie półmaratonu przynosi jakakolwiek ujmę. Absolutnie nie. znam jednak siebie i wiem, ze jak już zaczynają się zawody, to ja i tak będę starał się cisnąc. Ot męska ambicja.


I niestety za tę ambicję zapłaciłem. I to zapłaciłem srogo. Po kilkuset metrach spokojnego biegu z naszą głośną, kolorową i wesoła grupa ruszyłem mocniej do przodu z planem dogonienia pacemakerów na czas 1:50. I to mnie niestety zabiło w dalszej części trasy. Gdybym się nie podpalił na pierwszych 3 km i spokojnie janushował, powoli goniąc pejsów to pewnie bym nie zdechł już jakoś na 13 km. Od tego momentu to była kurewska walka z samym sobą, żeby w ogóle ukończyć ten bieg. Jasne, swoje zrobiły też podbiegi, ale bądźmy szczerzy, one nie były znowu aż tak ostre. Dlatego też, gdybym zaczął ten bieg normalnie, od razu ustawiając się za pacemakerami na 1:50 to uważam, że była realna szansa na złamanie tego czasu. No ale cóż. Czasem trzeba tak dać dupy, żeby na przyszłość już takich błędów nie popełniać.


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEixdu0blAQGX30diPdiaQOQ3VFag99QgVE6e63WXqX76M2T-AX44lWAkUUDIZBZw99wFNAHUSG2PCFPiZ_Kr_8kBpzRZKBkZ5ovryvcXi_Dytc1QhfvZ0lP6y2HrWZDqeO-SkOltysmzqeK/s400/18342155_385302491870535_8995298125324990682_n.jpg
foto by Tomasz Skowronek (In HOCUS)

Pisząc to blisko tydzień po nadal czuję łydki i piszczele...muszę dać im trochę więcej czasu na regenerację, bo się skończy kontuzja.


Tak czy owak czas udało się nawet niezły wykręcić, bo wyszło 01:55:56. Było poniżej 2h, więc jest spoko (o ile ktoś loga na mendo nie sprawdzi i nie zobaczy tego galołejowania od połowy trasy).


https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgkjLEdj5mIicPU6YlOCt08_D7aiCZ5xW4ssLIWliC-zyfts6wy1EXzV8yseqZ3Y-3eSqDU7-Jcr9j2X9Kf8M5JTkfclOMGSVQ_OEwZ2itYco2010YoQ5vJ6HS6h-0QEdFAw8GX4WZSu34c/s400/18341968_385301758537275_4901714723444103314_n.jpg
foto by Tomasz Skowronek (In HOCUS)

https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgBh5LHbXpBIQpwfqCj0kuq0eE5cEtR0GNUn_7hAUrS2GxpwDL3IwgVkQrCcjTNBvyZXVW8qEl-11k8BAErZA0HTj4hfXKt3yvoSMZWuLrYk6kQThVhA7An8y8ww6mPw-helO7bLYZZQ7_b/s400/20170507_120704_Richtone%2528HDR%2529.jpg

To był jeden z najfajniejszych biegów, w jakich wziąłem udział. Nie chodzi tylko o spotkanie z moimi wariatami. Sama atmosfera Kielc jest mega. Bieg duży nie jest. Uczestników było ciut poniżej tysiąca, ale może własnie dzięki temu było rodzinnie, a organizatorzy dbali o uczestników. No jednej rzeczy mi zabrakło...piwka na mecie ;) No ale przecież to impreza biegowa, wiec sami sportowcy :p

Rozpisałem się, a i tak żadne słowa nie oddadzą całości. Kto był, ten wie. Uwielbiam ten mój Wkurw_Team. Czapki z głów przed Karolina i Maćkiem, że od sklepu internetowego z koszulkami doszli do tego, ze ludzie zjeżdżają się z całej Polski, żeby się spotkać, pożartować i pobiega :)

piątek, 5 maja 2017

3. Bieg z Konstytucją w Kobierzycach

Nie samymi półmaratonami się żyje. Czasem dobrze też polecieć coś krótszego. Spontanicznie podjąłem więc decyzję, żeby 3 maja pobiec w Kobierzycach w Biegu z Konstytucją. Dopiero po zapisie zorientowałem się, że 4 dni później lecę połówkę w Kielcach na I Mistrzostwach Wkurw_Team. No ale pomyślałem, że dyszka nie powinna mnie tak zmęczyć, a połówkę i tak większość z nas planuje tam biec towarzysko i "for fun" bez ciśnienia na wynik, czy życiówkę. Ostatecznie obiecałem sobie, że pobiegnę tę dychę bez forsownego tempa. Plan kompletnie nie wyszedł, ale o tym dalej ;)


Tak czy owak o 11:30 spotkałem się ze znajomymi i ruszyliśmy w 4 chłopa na start. Swoją drogą o wiele za wcześnie nawet jak na moje standardy, bo sam start biegu miał być o 14, a dojechaliśmy chwilę około 12.


Same Kobierzyce to mała miejscowość, ale jako że gmina jest bogata to wszystko odpicowane :)


Odebraliśmy pakiety i czekaliśmy na ławce na start. Pogoda idealna do biegania. Ok 10 stopni i zachmurzenie. W takiej sytuacji nie mogło być inaczej i oczywiście postanowiłem lecieć "na krótko". Fota Wkurw_Team przed startem musiała być :)




Punkt 14 ruszyliśmy w trasę zwartą grupą osób na oba dystanse, 5 i 10 km. Przed startem zakładałem, że nie  będę szarżować, żeby nie przesadzić przed niedzielą. Chciałem się zakręcić koło 50 minut. Po pierwszych kilkuset metrach poczyłem, że biegnie się całkiem dobrze. Jakoś na 2 kilometrze podpiąłem się pod parkę przede mną, która biegła na 5 km. Facet prowadził dziewczynę narzucając dosyć szybkie tempo ok. 4:30-4:50. Bardzo mi to pasowało w kontekście tych 50 minut.


Po pierwszej pętli czułem, że siły są, więc postanowiłem nie odpuszczać i powoli w głowie zrodził się pomysł ataku na życiówkę (tyle w temacie nieszarżowania).


Ostatni kilometr to już była walka ze swoją głową, żeby  nie zwolnić. Walka wygrana, bo na ostatnich 500 metrach średnie tempo zeszło nawet do 4:00! Jak na mnie rewelacja.


Na metę wpadłem ledwo żywy, ale szczęśliwy. Życiówka poprawiona o blisko 30 sekund - 48:02. Oj dobrze mi to rzucenie e-fajki zrobiło, nawet bardzo dobrze :)




Za metą jeden mały zgrzyt. Zabrakło medali i na prośbę znajomych z Pro-Run swój oddałem, żeby mogli dać komuś innemu. Ja swój dostanę za jakiś czas na treningu. Ci, dla których zabrakło mają dostać pocztą. Mocno mnie to zaskoczyło, bo jednak to nie pierwszy bieg, kóry Pro-Run organizuje. No ale robią dużo dobrej roboty, więc nie mam żalu. Pamiątka za jakiś czas zawiśnie pośród pozostałych. Swoją drogą muszę pomyśleć nad jakimś ładnym wieszakiem na medale, bo się miejsce zaczyna kończyć na półce ;)




Na koniec jeszcze słów kilka o biegu. Trasa super. Mimo tego, że 2 pętle i dosyć sporo zakrętów to płaska, szeroka i szybka. Do tego różnorodna. Był i asfalt, i kostka, jak również i trawa. Mocno rozważę, zeby pobiec tam również za rok.


Po biegu jeszcze przepyszna kiełbacha z grilla. Tu mnie zaćmiło i niestety nie spytałem co to za kiełba była, ale serio pyszna...ani  grama tłuszczu, czy innych chrząstek.

czwartek, 4 maja 2017

Podsumowanie kwietnia

Kolejny miesiąc minął, pora podsumować.
Porównując z zeszłym rokiem od dłuższego czasu irytowało mnie, że nie mogę przebić 145 km z maja 2016. Ciągle coś stawało na przeszkodzie. A to jakaś lekka kontuzja, a to choroba, a to obowiązki w domu, czy po prostu leń, czy gorsza forma. W końcu się jednak udało i pękła bariera 150 km zrobionych w jednym miesiącu :) Dla niektórych to norma tygodniowa, ale mnie cieszy i to bardzo.


Samych treningów też było sporo. Nie tylko biegowych, ale i na siłowni kilka wpadło. Co do siłowni to za namową kolegi z roboty zmieniłem miejscówkę i od jakiegoś czasu korzystam z Aquaparku. Miejsca znacznie więcej. Kilkanaście orbitreków, co by się rozgrzać i zrobić wydolność. No i nie ma tylu napompowanych koksów, więc jak na razie jestem zadowolony ze zmiany. Może trochę brakuje sprzętu typowo na brzuch, ale nie jest źle.

Kwiecień to był też miesiąc podtrzymywania formy zwyżkowej i nowa życiówka na dystansie półmaratonu. Byle ta tendencja się utrzymała :) Chociaż szczyt formy szykuję na Nocny Półmaraton. Tam będzie atak na 1:45, potem niech się dzieje co chce ;)

Powoli pora też już zebrać się w sobie, żeby wrócić do Parkrunów w sobotę. Z tym jednak na razie będzie problem, bo najpierw weekend w Kielcach na I Mistrzostwach Wkurw_Team, potem delegacja do Zurychu, a na koniec jeszcze Bieg Firmowy (i Skytower Run tego samego dnia). Tak, czy owak niebawem powinienem mieć wreszcie 10 Parkrun mieć na koncie.

Po rzuceniu fajek od podjadania waga (i bebech :p) niestety urosła, więc z tym też muszę coś zrobić. Tu się akurat delegacja przyda, bo znowu będzie mini obóz sportowy.

Nie pozostaje nic innego, jak wydłużać treningi. W końcu jak się chce za jakiś czas lecieć ultra i maraton, to treningami po 10 km tego za bardzo nie zrobię :)

Do zobaczenia na trasie.