piątek, 5 maja 2017

3. Bieg z Konstytucją w Kobierzycach

Nie samymi półmaratonami się żyje. Czasem dobrze też polecieć coś krótszego. Spontanicznie podjąłem więc decyzję, żeby 3 maja pobiec w Kobierzycach w Biegu z Konstytucją. Dopiero po zapisie zorientowałem się, że 4 dni później lecę połówkę w Kielcach na I Mistrzostwach Wkurw_Team. No ale pomyślałem, że dyszka nie powinna mnie tak zmęczyć, a połówkę i tak większość z nas planuje tam biec towarzysko i "for fun" bez ciśnienia na wynik, czy życiówkę. Ostatecznie obiecałem sobie, że pobiegnę tę dychę bez forsownego tempa. Plan kompletnie nie wyszedł, ale o tym dalej ;)


Tak czy owak o 11:30 spotkałem się ze znajomymi i ruszyliśmy w 4 chłopa na start. Swoją drogą o wiele za wcześnie nawet jak na moje standardy, bo sam start biegu miał być o 14, a dojechaliśmy chwilę około 12.


Same Kobierzyce to mała miejscowość, ale jako że gmina jest bogata to wszystko odpicowane :)


Odebraliśmy pakiety i czekaliśmy na ławce na start. Pogoda idealna do biegania. Ok 10 stopni i zachmurzenie. W takiej sytuacji nie mogło być inaczej i oczywiście postanowiłem lecieć "na krótko". Fota Wkurw_Team przed startem musiała być :)




Punkt 14 ruszyliśmy w trasę zwartą grupą osób na oba dystanse, 5 i 10 km. Przed startem zakładałem, że nie  będę szarżować, żeby nie przesadzić przed niedzielą. Chciałem się zakręcić koło 50 minut. Po pierwszych kilkuset metrach poczyłem, że biegnie się całkiem dobrze. Jakoś na 2 kilometrze podpiąłem się pod parkę przede mną, która biegła na 5 km. Facet prowadził dziewczynę narzucając dosyć szybkie tempo ok. 4:30-4:50. Bardzo mi to pasowało w kontekście tych 50 minut.


Po pierwszej pętli czułem, że siły są, więc postanowiłem nie odpuszczać i powoli w głowie zrodził się pomysł ataku na życiówkę (tyle w temacie nieszarżowania).


Ostatni kilometr to już była walka ze swoją głową, żeby  nie zwolnić. Walka wygrana, bo na ostatnich 500 metrach średnie tempo zeszło nawet do 4:00! Jak na mnie rewelacja.


Na metę wpadłem ledwo żywy, ale szczęśliwy. Życiówka poprawiona o blisko 30 sekund - 48:02. Oj dobrze mi to rzucenie e-fajki zrobiło, nawet bardzo dobrze :)




Za metą jeden mały zgrzyt. Zabrakło medali i na prośbę znajomych z Pro-Run swój oddałem, żeby mogli dać komuś innemu. Ja swój dostanę za jakiś czas na treningu. Ci, dla których zabrakło mają dostać pocztą. Mocno mnie to zaskoczyło, bo jednak to nie pierwszy bieg, kóry Pro-Run organizuje. No ale robią dużo dobrej roboty, więc nie mam żalu. Pamiątka za jakiś czas zawiśnie pośród pozostałych. Swoją drogą muszę pomyśleć nad jakimś ładnym wieszakiem na medale, bo się miejsce zaczyna kończyć na półce ;)




Na koniec jeszcze słów kilka o biegu. Trasa super. Mimo tego, że 2 pętle i dosyć sporo zakrętów to płaska, szeroka i szybka. Do tego różnorodna. Był i asfalt, i kostka, jak również i trawa. Mocno rozważę, zeby pobiec tam również za rok.


Po biegu jeszcze przepyszna kiełbacha z grilla. Tu mnie zaćmiło i niestety nie spytałem co to za kiełba była, ale serio pyszna...ani  grama tłuszczu, czy innych chrząstek.

czwartek, 4 maja 2017

Podsumowanie kwietnia

Kolejny miesiąc minął, pora podsumować.
Porównując z zeszłym rokiem od dłuższego czasu irytowało mnie, że nie mogę przebić 145 km z maja 2016. Ciągle coś stawało na przeszkodzie. A to jakaś lekka kontuzja, a to choroba, a to obowiązki w domu, czy po prostu leń, czy gorsza forma. W końcu się jednak udało i pękła bariera 150 km zrobionych w jednym miesiącu :) Dla niektórych to norma tygodniowa, ale mnie cieszy i to bardzo.


Samych treningów też było sporo. Nie tylko biegowych, ale i na siłowni kilka wpadło. Co do siłowni to za namową kolegi z roboty zmieniłem miejscówkę i od jakiegoś czasu korzystam z Aquaparku. Miejsca znacznie więcej. Kilkanaście orbitreków, co by się rozgrzać i zrobić wydolność. No i nie ma tylu napompowanych koksów, więc jak na razie jestem zadowolony ze zmiany. Może trochę brakuje sprzętu typowo na brzuch, ale nie jest źle.

Kwiecień to był też miesiąc podtrzymywania formy zwyżkowej i nowa życiówka na dystansie półmaratonu. Byle ta tendencja się utrzymała :) Chociaż szczyt formy szykuję na Nocny Półmaraton. Tam będzie atak na 1:45, potem niech się dzieje co chce ;)

Powoli pora też już zebrać się w sobie, żeby wrócić do Parkrunów w sobotę. Z tym jednak na razie będzie problem, bo najpierw weekend w Kielcach na I Mistrzostwach Wkurw_Team, potem delegacja do Zurychu, a na koniec jeszcze Bieg Firmowy (i Skytower Run tego samego dnia). Tak, czy owak niebawem powinienem mieć wreszcie 10 Parkrun mieć na koncie.

Po rzuceniu fajek od podjadania waga (i bebech :p) niestety urosła, więc z tym też muszę coś zrobić. Tu się akurat delegacja przyda, bo znowu będzie mini obóz sportowy.

Nie pozostaje nic innego, jak wydłużać treningi. W końcu jak się chce za jakiś czas lecieć ultra i maraton, to treningami po 10 km tego za bardzo nie zrobię :)

Do zobaczenia na trasie.

wtorek, 11 kwietnia 2017

H2O Półmaraton Wrocław

Tak na razie mój kalendarz biegowy wygląda, że w tym roku mam zaplanowane prawie same półmaratony. Zachciało mi się korony i herbu. No ale uczciwie mówiąc nie ma obecnie we Wro, czy bliskiej okolicy za dużo biegów na krótszych dystansach.

Tak więc wyszło, że 2 tygodnie po Poznaniu, 8 kwietnia, pobiegłem nowy H2O Półmaraton we Wrocławiu organizowany przez Pro-Run. Trasa zapowiadała się ciekawie, bo nie miała lecieć przez centrum, tylko obrzeżami i okolicznymi wioskami. No I jak to we Wrocławiu płaska jak stół.

Krótko przed tym startem kupiłem nowe buty, które przed tym weekendem miały nalatane niecałe 40 km. Prawie do ostatniej chwili biłem się z myślami, w których wystartować, ale ostatecznie padło na "nówki" właśnie i jak się okazało, był to strzał w dziesiątkę. Może i coś w tym jest, że czerwone są szybsze? :) Tak, czy owak Adidas Supernova Sequence 9 są świetne i cholernie dynamiczne. Technologia Boost sprawuje się rewelacyjnie. No i podeszwa od Continentala ;)

Oczywiście jak to ja w dzień startu obudziłem się zdecydowanie za wcześnie i na długo przed budzikiem. Spokojna herbatka, kilka kromek z nutellą i mogłem się zbierać na start.

Pogoda nie nastrajała optymistycznie i zapowiadało się, że pobiegnę "na długo". Im bliżej jednak startu, tym bardziej się przejaśniało. Szybka weryfikacja temperatury i po tym jak zobaczyłem 9 stopni uznałem, że nie ma co się wygłupiać - lecę "na krótko", czyli spodenki i oczywiście koszulka wkurw_team.

Przed startem pełno znajomych z treningów, więc można było na spokojnie pogadać.

Kilka minut przed 9 udaliśmy się na start. Po cichu liczyłem, że zakręcę się koło 1h50m. Nie wiedziałem, czy będę w stanie polecieć na taki czas jak w Poznaniu, ale ustawiłem się niedaleko zająców na 1:50 z planem, żeby trzymać się ich jak najdłużej.

Zagadaliśmy się ze znajomymi i nie usłyszeliśmy żadnej komendy start a tu nagle tłum ruszył. Wesoło było.

Trasa poprowadzona ciekawie. Pierwsze 2-3 kilometry wzdłuż Krakowskiej, chodnikiem. Wydawać by się mogło, że będzie za wąsko, ale nie było źle. Swoje robiło też to, że uczestników było niecałe 800 osób.

Kilometry same mijały nawet nie wiem kiedy. Robiło się co raz cieplej, ale nie upalnie. Optymalnie do biegania. Sam się sobie dziwiłem, że spokojnie utrzymuję tempo pacemakerów. Biegło się doskonale. Pierwszy żel koło 12 km. Dobrze, że lecieliśmy sporą grupą, bo wiatr na nieosłoniętej trasie pod Wrocławiem koło Mokrego Dworu i Trestna dawał się mocno we znaki.

Pierwsze objawy kryzysu zaczęły się pojawiać koło 16 km. Biegło się co raz ciężej, ale dalej trzymałem pacemakerów w zasięgu wzroku. Na ostatnich kilometrach, w okolicy pl. Społecznego wpadliśmy na kostkę brukową. Jak mi się tam fatalnie biegło...No ale trzeba było zagryźć zęby i lecieć dalej. Szczególnie, że nowa życiówka była pewna a wręcz była szansa, żeby zejść poniżej 1:50. Na ostatnim kilometrze jeszcze usłyszałem za sobą znajomych z treningów, którzy lecieli spokojnym tempem szykując się do maratonu. Widząc, że zaczynam zdychać zaczęli mnie straszyć i poganiać...dzięki i chwała im za to :)

foto z maratonczycy.pl

Wpadłem na metę. Szybko sprawdziłem czas na garminie i gęba zaczęła się cieszyć mimo zmęczenia. 1:50:40! Nowa życiówka, poprawiona o blisko 3 minuty. Fakt, pojawiły się myśli, że jakbym bardziej zawalczył, to bym spokojnie mógł zejść poniżej 1:50, ale na to jeszcze przyjdzie czas na nocnej połówce.


Generalnie cały H2O był biegiem udanym. Jak na pierwszą połówkę, którą organizował we Wrocławiu Pro-Run było bardzo fajnie. Ktoś może powiedzieć, że zabrakło na trasie oznaczenia kilometrów. No zabrakło, ale po cholerę to komu? I tak zdecydowana większość z nas biegła z zegarkami, więc każdy wiedział ile zostało do mety. Lekki minus można przyznać za strefy nawadniania. Miały być na 5,10 i 15 kilometrze. Na 5 nie było. Dla mnie to nie był problem, bo zawsze wolę swój bidon, ale faktycznie skoro były zapowiadane 3, to powinny być. Sama trasa mega szybka. Kilka bardzo delikatnych podbiegów było, ale tak malutkich, że właściwie można o nich nie wspominać. Jak ktoś będzie szukać szybkiej połówki i za rok znowu będzie ten bieg, to polecam.

Teraz pora na Kielce :) To zlot Wkurw_Teamu, więc biegowo będzie, ale głównie z jajem :) Doczekać się nie mogę.


Do zobaczenia na trasie.

wtorek, 4 kwietnia 2017

Sportowe podsumowanie marca

1 kwartał 2017 minął, no to podsumowanko.

Marzec był już miesiącem typowo startowym. Najpierw szybka dziesiątka Wroactiv, podczas której złamałem wyraźnie 50 minut, a na koniec 10. PKO Poznań Półmaraton, na którym nareszcie zszedłem poniżej 2h na tym dystansie i poprawiłem życiówkę o ponad 6,5 minuty. Tak więc startowo miesiąc rewelacyjny.

Na ten rok zakładałem sobie właśnie zejście poniżej 50 minut na "dychę" i poniżej 2h w "połówce". Szybko poszło, więc trzeba będzie wyznaczyć sobie nowe cele. Na 10km już raczej nie poszaleję, bo i więcej półmaratonów mi się na razie szykuje. Może po wakacjach coś się pojawi, to będę wtedy kombinować na bieżąco. Co do półmaratonów to teraz nowym celem jest zbliżenie się do 1:50. W Poznaniu było 1:53:37, więc wydaje się to jak najbardziej realne.

Co do marca jako całego miesiąca to był to 2 najlepszy miesiąc od kiedy zacząłem biegać jeśli o dystans chodzi. W sumie 138km. Gdyby nie to, że na kilka dni przed Poznaniem zaczęły mnie dosyć mocno boleć piszczele (z obawy przed załatwieniem sobie całkiem shin splints zrobiłem kilka dni przerwy od biegania okładając mięśnie łydek zimnymi kompresami), to raczej spokojnie złamałbym nareszcie barierę 150km. No nic, może w kwietniu, w którym już na początku czeka mnie nowa połówka organizowana przez Pro-Run.




Oprócz biegania wpadły jeszcze 3 treningi siłowe. I tu znowu mogło być lepiej, gdyby nie to, że coś w mięśnie karku wlazło i kilka dni ledwo się ruszałem. Wiem, brzmi trochę jak wymówka. Plus tego jest taki, że wygrzebałem z czeluści szuflady piłkę do golfa i trochę te mięśnie zacząłem rolować. Nawet coś to pomogło. Co do samej siłowni to utrzymuję zaplanowane 90 minut treningu zwiększając lekko ciężar.

A propos rolowania to na koniec miesiąca przyszedł zamówiony wałek na allegro. Plan jest taki, żeby się przynajmniej po każdym treningu nim rolować. Jak wyjdzie? Zobaczymy. Na razie boli jak cholera, ale ponoć tak ma na początku być ;)

Z nowych nabytków to jeszcze śliczne Adidas Supernova Sequence 9, które aktualnie testuję. Stare New Balance M860 chociaż nadal wygodne, to jednak 1000 km prawie ze mną przeleciały i widać już to po nich. Na gwarancji jeszcze są, więc pewnie trafią do reklamacji bo się z boku przetarły. Z nowymi na razie się poznajemy, ale są mega wygodne.

Teraz pora na kwiecień. H2O półmaraton, który planowany jest na 8 kwietnia po bardzo płaskiej trasie, więc jest szansa na fajny wynik. Jest już znacznie dłużej jasno, więc jak jazdy na kursie na prawko zbytnio w paradę wchodzić nie będą, to wracam do czwartkowych treningów z Pro-Run i atakuję barierę 150km. No i temperaturę nareszcie taka, że można rower przygotować i powrócić do biegania w sobotnich Parkrunach :)

Do zobaczenia na trasie.

środa, 29 marca 2017

10. PKO Poznań Półmaraton

Nadeszła wreszcie chwila długo wyczekiwana, czyli 1 z elementów układanki pod tytułem "Korona Półmaratonów Polskich 2017".

Miesiące treningów nie tylko biegowych, ale i wzmacniania kręgosłupa czy mięśni brzucha, katowania się na siłowni i w domu, by wreszcie można było się udać do Poznania przebiec mój 3 półmaraton w życiu.

Trochę żałowałem, że w ostatni weekend marca nie mogłem pojechać do Sobótki na Półmaraton Ślężański. Nie rozumiem decyzji o wycięciu tej połówki z korony. No ale cóż. Mówi się trudno. Nie rozumiem też, czemu Poznań i Warszawa były zaplanowane tego samego dnia... Trzeba było więc się na coś zdecydować.Tak więc padło na Poznań, bo w Warszawie byłem już kilka razy przy innych okazjach i chciałem zwiedzić nowe miejsce. Decyzja okazała się jak najbardziej słuszna, ale o tym później.

Po przyjeździe udaliśmy się na teren Targów Poznańskich odebrać pakiet. Super worek na ciuchy, świetna koszulka i browarek. Zaraz po tym udaliśmy się do hotelu.



Hotel polecił mi kumpel z poprzedniej roboty - Brovaria na Starym Rynku. Jak powiedział, że mają tam własny browar, to dłużej nie szukałem :) I zdecydowanie nie żałuję. Piwo mają rewelacyjne. Szkoda, że Spiż we Wrocławiu nie ma możliwości zrobienia hotelu. Poza świetnym piwem sam hotel, chociaż 3-gwiazdkowy, to zdecydowanie polecam. Czysto, ładnie, w centrum, w życiu bym nie powiedział, że to "tylko" 3 gwiazdki. I nawet to, że z soboty na niedzielę było tam wesele i impreza nie przeszkadzało aż tak bardzo. Mieliśmy pokój dosyć daleko, więc dało się spokojnie spać. 


Okolica hotelu też rewelacyjna. Stary Rynek jest piękny :)





Oczywiście nie mogło się obyć bez spotkania Wkurw_team. Jak to u nas nie mogło się obyć bez jaj. Spotkaliśmy się pod Starym Browarem, żeby potem udać się z powrotem pod Brovarię ;) Fajnie było zobaczyć tych wariatów i spotkać na żywo kilka osób, z którymi dotąd się tylko pisało na grupie na fb.

Długo jednak siedzieć nikt nie miał zamiaru. W końcu następnego dnia ważny bieg, a jeszcze noc skracana była o 1 godzinę.

Ktoś by mógł powiedzieć, że skoro to miała być moja 3 połówka, to stress będzie mniejszy. Nic z tych rzeczy. Co prawda zasnąłem bez problemów i nawet niespecjalnie mi to wesele w hotelu przeszkadzało, ale rano wstałem przed budzikiem i nerwowo kręciłem się po pokoju.

Na śniadanie kilka kromek pysznego, ciemnego chleba z nutellą (Aga się śmiała, że na mnie szkoda było śniadania w hotelu), szybka kawka, stoperan i można było udać się w kierunku startu. Obowiązkowa fota grupowa, planowanie taktyki i kto z kim biegnie. Potem atak na TOIki gdzie z Alanem zgubiliśmy Roberta, z którym mieliśmy biec razem :) Tłum jak cholera, w końcu startowało ponad 11 tysięcy.



Pogoda była idealna. Kilkanaście stopni, piękne słońce.

Czuć było, że napięcie narastało. Wreszcie ruszyliśmy. Biegłem razem z Alanem, z którym mieliśmy wspólnie pomagać sobie złamać 2h. Jak się później okazało, to że Alan praktycznie mieszka na siłowni i prowadzi bardzo zdrowy tryb życia spowodowało, że to on ciągnął mnie, za co mu wielkie dzięki. 

Jak to na początku tak dużego biegu w kilku miejscach trafiliśmy na zator, w których znacznie musieliśmy zwolnić, ale już od 3 km spokojnie mogliśmy przeć do przodu.

Tempo od początku było dosyć ostre, ale też i takie ciche założenie mieliśmy, żeby zbliżyć się jak najbardziej do 1h50. Co chwilę sprawdzaliśmy średnie tempo, które długo utrzymywało się na poziomie 5:12/km. Współpraca z Alanem układała się super chociaż doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że był w stanie polecieć znacznie szybciej. Punkty z wodą przez większość trasy omijaliśmy, żeby nie tracić cennych sekund. Korzystaliśmy z mojego bidonu.

Pierwszy żel poleciał już koło 12 km.

Niestety koło 16-17 km zaczął mnie łapać kryzys. Jasnym stało się, że o zbliżeniu się do 1h50 mogę zapomnieć, to był zbyt ambitny cel na ten dzień. Ale z 2 strony to kurde przecież jechałem do Poznania z założeniem zejścia poniżej 2h, więc i tak było zajebiście :)

Pozostała walka z własnymi słabościami i co raz mocniejsze motywowanie się do dalszej walki.

Meta była umiejscowiona w hali Targów Poznańskich. I zdecydowanie było to lepiej rozwiązane, niż w Krakowie. Miejsca o niebo więcej, było gdzie "umierać" po biegu, a że końcówka była ostra, to i się przydało.

Szybkie spojrzenie na garmina i zaraz pojawiła się radość na umęczonej twarzy. Życiówka poprawiona o ponad 6 minut...1h53m37s!! I do tego całkiem fajny medal...a ciężki jak cholera ;)


Teraz można było już zebrać resztę ekipy, odebrać browara (zajebisty Miłosław) i makaron (pyszny...a może to ze zmęczenia?), i zacząć dochodzić do siebie.


Pierwszy element projektu "Korona Półmaratonów Polskich 2017" został zrealizowany i to w czasie lepszym niż pierwotnie zakładałem. Teraz nie mogę się doczekać już kolejnych, a szczególnie Nocnego Półmaratonu we Wrocku...ma swoją magię, no i to była moja pierwsza połówka, więc będę kochać ten bieg zawsze.

Wnioski luźne? Poznań bardzo fajne miasto. Organizacja na najwyższym poziomie. Jak w przyszłym roku znowu będzie się nakładać na Sobótkę i Warszawę, to się wkurzę, bo Sobótki już na bank nie odpuszczę, a i stolicę chciałbym biegowo zaliczyć.

Do zobaczenia gdzieś na trasie.