Choruję rzadko, przynajmniej tak na poważnie. Przeziębienie mnie jakieś zawsze w okresie jesiennym złapie, ale to normalne przy zmiennej pogodzie i pracując w korpo, gdzie wirusa się łapie od innych. Swoje robi też bieganie w różnych warunkach. Generalnie mam jednak raczej odporny organizm. Całe życie chodziłem lekko ubrany i na niskie temperatury mam wysoką tolerancję. Co więcej - ja uwielbiam jak jest poniżej zera, a szalik noszę w lecie na mecze Sparty Wrocław :)
Jak już jednak coś mnie "bierze", to końmi trzeba mnie do lekarza zaciągać. Nie jest tak, że całkiem unikam wizyty, ale musi być już serio źle. Zamiast marnować czas w poczekalni, wolę iść do apteki i kupić gripex, czy inny sebidin na gardło (nie, to nie jest post sponsorowany :p).
Tyle, że od tej chemii jednak wolę naturalne środki, które wyniosłem z domu rodzinnego. Coś co wiem, że na mnie działa i jednak jest o niebo zdrowsze (a jak nie, to proszę mnie nie wyprowadzać z tego błędu :p).
Dzisiaj 2 sprawdzone środki.
Po pierwsze naturalny antybiotyk i mikstura na wzmocnienie. Nie każdy to polubi. Trzeba się przemóc, ale zapewniam, że działa ekspresowo i żaden "proch" nie wyleczy Was tak, jak to co zaproponuję.
Rzecz banalnie prosta. Gorące mleko, ząbek czosnku (skrojony, albo wyciśnięty przez praskę, ale wolę pokroić, żeby nie tracić soków na prasce) i łyżka miodu. Tak, wiem, ten czosnek odstrasza, a mieszkanie po tym trzeba wietrzyć, ale uwierzcie mi, to działa. 2-3 dni i staniecie na nogi. Jak nie, należy skonsultować się z lekarzem ;)
Drugim, sprawdzonym przeze mnie sposobem, jest magiczna mikstura na bolące gardło. Jeszcze prostsza, niż poprzednia. Ot szklanka ciepłej wody, łyżka stołowa soli i płuczemy obolałe gardło. 2-3 razy dziennie przez 2-3 dni i będzie git.
Pewnie część z Was te sposoby zna i może stosuje.
Na ogólne wzmocnienie oczywiście herbata z cytryną i miodem. Naturalny rutinoscorbin, a o ile smaczniejszy. Tylko do tego jakoś przekonania nie miałem i popijam, bo mi smakuje. Czy przy okazji działa? Tym lepiej.
Na koniec 1 wskazówka, którą kiedyś poznałem w schronisku Kochanówka w Szklarskiej Porębie na dramatycznie mocny katar (a to przecież śmiertelna choroba u mężczyzn). Co potrzeba? Łyżeczkę, krople żołądkowe i zapalniczkę. Krople na łyżeczkę, podgrzać i wdychać. I inhalować.
Biegacze to taka dziwna nacja, że zamiast chwycić po chemię, woli sobie zrobić coś samemu, ze sprawdzonych rzeczy. Jak chociażby domowe izotoniki. Tak więc, jak Was złapie jakiś dziadowski wirus, zamiast lecieć do lekarza spróbujcie coś naturalnego, co po pierwsze jest o wiele tańsze, po drugie większość potrzebnych rzeczy macie w domu, a po trzecie nie niszczy żołądka jak specyfiki od firm farmaceutycznych.
A czy te metody zadziałają zgodnie z opisem? Przekonam się w weekend, bo akurat się po ostatnim treningu lekko załatwiłem i stawiam się na nogi przed Krakowem :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz