poniedziałek, 17 października 2016

3. Cracovia Półmaraton

Zaraz po tym jak zaliczyłem pierwszy półmaraton w życiu, czyli wrocławską nocną połówkę, pojawiła się chęć przebiegnięcia w tym roku kolejnego takiego dystansu. Wybór padł na 3. Cracovia Półmaraton Krakowski. W sam raz na zwieńczenie sezonu biegowego, bo miał się odbyć 16-10-2016. Długo się nie zastanawiając pakiet startowy opłaciłem i zacząłem przygotowania.

Czas mijał szybko (na szczęście bez kontuzji i jakiś dłuższych przestojów w treningach) i oto nastała sobota 15 października, gdzie wspólnie z Agą wsiedliśmy do autobusu w kierunku Krakowa. 

Na miejscu przywitała nas piękna pogoda - 15 stopni i słoneczko. Prosto z dworca udaliśmy się w kierunku Tauron Areny, żeby odebrać pakiet startowy.






Kolejnym przystankiem był hotel, w którym się szybko zameldowaliśmy i po krótkim odpoczynku udaliśmy się w kierunku pomnika Mickiewicza, gdzie mieliśmy się spotkać z ekipą Wkurw_Team. Jak tylko drużyna się zebrała zaczęliśmy szukać odpowiedniej knajpy, w której można by naładować węgli przed startem. Wybór padł na Dynię przy ul. Krupniczej 20. Jak tylko będziecie w Krakowie musicie odwiedzić to miejsce. Makarony rewelacyjne! A i cenowo bardzo przystępnie.


przygotowania do startu (foto Maciek H.)

Śmiechom, wymianom doświadczeń i taktyk na start nie było końca.

Niedziela przywitała nas już kompletnie inną pogodą. Słońce wstydliwie schowało się za chmurami, z których cały czas siąpił deszcz. Temperatura ok. 7 stopni. Grupowej fotki z zaprzyjaźnioną grupą "Naszmaraton - Biegnę,żeby Bartek mógł biegać" przed startem oczywiście nie mogło zabraknąć.



Nadszedł czas, żeby skierować się w kierunku mojej strefy startowej i się rozgrzać. Chwilę po 11 ruszyliśmy w rytm motywu z "Piratów z Karaibów" (uwielbiam tę muzę, daje mi kopa energetycznego).



Pomimo zimna i deszczu biegło mi się fantastycznie. Na 7 km super kibice w postaci grupki bębniarzy, którzy swoją grą zachęcali nas do pokonywania kolejnych kilometrów.
Od samego początku zakładałem spokojny start i trzymanie w zasięgu wzroku baloników pacemakerów na 2:00. Generalnie taktyka mi się bardzo dobrze sprawdziła i to pomimo momentami cholernie wąskich elementów trasy, na których się praktycznie stawało, albo nad Wisłą nerwowo omijało spore kałuże.


foto podesłane mi przez znajomą, ale chyba z festiwalbiegowy.pl


Kryzys dopadł mnie koło 15 km. Tam już się zaczęła walka z samym sobą, ale wiarę w końcowy sukces (a za taki przyjąłem poprawienie życiówki i złamanie 2h w półmaratonie) dawały właśnie te baloniki, które cały czas były w miarę blisko. Jaka walka z samym sobą była na końcówce widać na wykresie endomondo, które przy okazji mocno zakłamało czas i dystans nie zaliczając pełnej połówki i zawyżając czas o ponad 2 minuty :/ To kolejny sygnał, że na przyszły rok potrzebna będzie inwestycja w normalny zegarek biegowy.



Meta umieszczona była na samej Tauron Arenie. Widok niesamowity. Wpadało się do ciemnej hali rozświetlonej punktowymi światłami, co dawało niezłego kopa na ostatnie metry.

Po chwili dostałem sms z wynikiem i tu konsternacja, bo z 1 strony życiówka poprawiona o 3 minuty, ale do złamania 2h zabrakło cholernych 3 sekund...2 godziny i 2 sekundy. Ehh...ale na następnej połówce te 2h padną same.




Kończąc tą długą już relację słów kilka o samej organizacji biegu, bo niestety kilka niedociągnięć było. 

Po pierwsze nikt niestety nie pilnował stref startowych. W mojej problemu z tym nie było, ale z przodu ustawiali się ludzie, którzy na 1:40 nie mieli najmniejszych szans.

Po drugie jak mi ktoś jeszcze kiedykolwiek powie, że we Wrocku było wąsko, to go śmiechem zabiję. W Krakowie było kilka cholernie wąskich miejsc, w których 3 osoby obok siebie się ledwo mieściły.

3 sprawa, to punkty odżywiania i nawadniania. Raz, że nad Wisłą ustawione były w kiepskich miejscach i leciało się albo po sporych kałużach, albo po błocie, a dwa, że obsługa mimo, że zaangażowana, to ledwo nadążała z uzupełnianiem płynów. Na pierwszych 2 olałem temat i wolałem pić z własnego bidonu.

Sama meta. Z 1 strony widok i wrażenie niesamowite, ale zaraz za nią zrobił się potworny korek, bo w olbrzymim tłumie powoli przesuwaliśmy się do wyjścia, gdzie w drzwiach wydawano medale. Gdyby ktoś tam wpadł lecąc w trupa i zasłabł, to ekipy ratownicze miałby cholery problem, żeby się do takiej osoby dostać i jej pomóc.

Na koniec strefa z jedzeniem. Cóż, rozumiem, że było zimno, ale makaron, który z Agą dostaliśmy był lodowaty. Do poprawki drodzy organizatorzy.

Żeby jednak tam gorzko nie kończyć, to jestem ze startu zadowolony. Życiówka poprawiona, kolejny medal do kolekcji. Rok 2016 zamykam zaliczonymi dwoma półmaratonami, co jeszcze rok temu było dla mnie nie do pomyślenia. Rok 2017 ukierunkowany będzie z pewnością na robienie korony :) W tym roku został mi już tylko 1 oficjalny start w "Biegu Niepodległości z wąsem".

Do zobaczenia na trasach.

1 komentarz:

  1. Niestety nie było wersji dla wegan czy wegetarian! W jednym z namiotów odmówiono mi samego makaronu - który widziałam był ciepły, a temperatura na zewnątrz doprowadzała mnie do hipotermii. Na szczęście w innym punkcie wyżebrałam suchy ciepły makaron, a w drugim polano mi keczupem. Cudowne danie na świętowanie życiówki ;) Na szczęście piwko było darmowe.. :D

    OdpowiedzUsuń