Mijający rok był dla mnie przełomowy. Pierwszy, w trakcie którego w każdym miesiącu biegałem (i coś tam na rowerze kręciłem).
W sumie wyszło 1170 km biegowo na 134 treningach (jakoś 16 km więcej, ale endo strajkowało i postanowiło dystansu nie mierzyć). 1 zawody na 5 km, 7 na 10 i 2 półmaratony. Do tego 181 km rowerem (głównie jako transport na trening, lub parkrun).
Zaczynając rok planowałem zrobić 1000 km. Plan udało się zrealizować w ponad 100% :)
To był rok, w którym zaliczyłem swój pierwszy półmaraton (nocna połówka we Wrocławiu) i już w kilka godzin po nim zacząłem szukać kolejnego (padło na Kraków...z tą trasą mam rachunki do wyrównania, bo zabrakło 3 sekund do złamania 2h). Odwiedziłem kilka ulubionych tras (m.in. Bieg Niezłomnych w Sobótce) za każdym razem poprawiając na nich czas. Zacząłem biegać w parkrunach, które każdemu polecam. Niby "tylko" 5 km, a w dupę daje bardziej niż zwykły trening na kilkanaście kilometrów.
Poznałem fantastycznych ludzi, z różnych części Polski.
Co w 2017? Na pewno korona półmaratonów (Poznań, Wrocław, Wałbrzych, Piła, Kraków). Przy okazji 1 "mistrzostw Polski wkurw_team" w Kielcach w maju wpadnie 6 połówka do "herbu półmaratonów".
Poza tym chcę wreszcie łamać w miarę spokojnie 50 minut na 10 km, no i oczywiście zejść poniżej 2h na połówce.
Dystans na 2017? Jak na mnie ambitnie, bo...2017 :) Czy się uda? Zobaczymy za 12 miesięcy.
Zimę chcę przepracować na siłowni, budując siłę biegową. Nawet jak "kaloryfera" się zrobić nie uda, to i tak efekt na resztę roku będzie.
Już mi brakuje emocji związanych ze startem w zawodach. Najbliższe w lutym.
Tym akcentem zamykam ten fajny rok, a Wam życzę samych sukcesów w każdej dziedzinie życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz