wtorek, 16 stycznia 2018

Milicki bieg WOŚP

Styczeń, to od kiedy tylko pamiętam Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Nie wyobrażam sobie początku roku bez serduszka WOŚP, bez wspierania Jurka i pracy całej Fundacji.

Od kiedy zacząłem biegać marzyło mi się wziąć udział w jakimś biegu w ramach WOŚP właśnie. Tylko nigdy dotąd nie było nic takiego organizowane we Wrocku, albo ja nie potrafiłem tego znaleźć. Dlatego też jak tylko trafiłem na info, że taka akcja szykuje się w niedalekim Miliczu, to bez zastanowienia się zapisałem. Co prawda jakiś czas później okazało się, że Pro-Run jednak organizuje bieg na miejscu, ale po pierwsze chciałem zobaczyć nową trasę, a po drugie jakoś nie przemawiała do mnie perspektywa biegania kółek po Rynku. Gdyby nie Milicz, to na bank jednak bym te kółka pokręcił żeby biegowo zagrać razem w Orkiestrą.

Niedzielny poranek przywitał mnie pierwszym poważniejszym mrozem tej zimy. Mimo kilku stopni poniżej zera pogoda do biegania była fantastyczna. Lekkie zachmurzenie, niewielki wiatr. Sucho. W sam raz.

Legginsy i drugie spodnie wciągnąłem na dupę i ruszyłem na miejsce zbiórki Wkurw_Team Wrocław, żebyśmy razem mogli pojechać o Milicza. W sumie pojechaliśmy w 4 osoby.

Sam bieg organizowali uczniowie miejscowego liceum. Widać było, że byli lekko zestresowani, ale też pełni chęci. To był ich pierwszy bieg, ale nie było tego widać. Musiałbym mocno szukać czegoś, czego mógłbym się przyczepić. Brawo! Jak już to ewentualnie tego, że burmistrz się na start spóźnił i już po rozgrzewce staliśmy na mrozie czekając na start. No ale to nie wina organizatorów, tylko polityków ;)

Pakiety sprawnie odebraliśmy. Pozostało zrobić obowiązkową fotkę przed startem i już tylko czekać na sam start.



Na samym biegu czas miał nie być liczony i mieliśmy lecieć lajtowo. Plan piękny, realizacja nie do końca nam wyszła ;)

Po starcie jak to ja oczywiście się podpaliłem i wyrwałem do przodu. To było na tyle w kontekście biegu na luzie. Ludzi było bardzo niewiele. Może w sumie 50, a część osób leciała tylko 1 okrążenie, więc na 10 km było nas jeszcze mniej. Tak czy owak pierwsze kilometry ostre jak na moje ostatnie próby. Nawet sporo poniżej 5 min/km. Biegło mi się jednak nadspodziewanie dobrze (i to pomimo tego, że nogi i dupa po sobotnim crossficie trochę bolały), więc starałem się utrzymać tempo tak długo jak tylko dam radę. 

Trasa płaska i szeroka, więc kompletnie nie przeszkadzało, że było bardzo dużo zakrętów. Chyba to nawet i lepiej, bo nie było monotonnie. Mi się na zakrętach biegnie całkiem fajnie. 

Pierwsze kółko poniżej 25 minut. Szybko! Lekki kryzys zaczynał łapać. Tempo z 4:50 spadło do 5:15, ale i tak nadal było mocne. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że potrafię obecnie tak szybko biegać na 10 km. 

Na 7 kilometrze doszedł mnie Patryk z naszej ekipy i polecieliśmy dalej razem. Pewnie gdyby nie on, to bym w pewnym momencie się poddał i przeszedł do marszu, albo znacznie zwolnił. A tak, to udało się trzymać równe tempo. 

Wreszcie meta. Pełnych 10 km nie było. Garmin pokazał 9,60 w czasie 48:34. Zajebisty czas!



Upragniony medal z serduszkiem WOŚP zawisł na szyi. Patryk z Olą zjedli jeszcze grochówkę i ruszyliśmy do auta, w którym grzał się Bartek. Pora była by wracać do domu.

Jestem bardzo zadowolony z tej wyprawy. Może jednak forma jakoś powoli pełznie do przodu.

Teraz czeka mnie bieg karnawałowy i cross trzebnicki. Ten pierwszy to bardziej do towarzystwa z wkurw_wariatami. Cross mnie kręci, bo to coś nowego i bardziej wymagającego, niż asfalty, więc element przygotowań pod Rzeźniczka i 50 km w Jakuszycach :)

Do zobaczenia na trasie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz