Od kilku tygodni co raz częściej i głośniej mówi się o smogu w Polsce. I bardzo dobrze, bo problem przez wiele lat olewany zaczął być co raz bardziej odczuwalny (dosłownie, bo często czuć smród palonego dziadostwa). Na komórki dostępnych jest już (co najmniej) kilka aplikacji, dzięki którym można sprawdzić jakie jest aktualnie zanieczyszczenie powietrza w naszej okolicy. Sam mam taką (nie będę robić kryptoreklamy i nie podam nazwy) i czasem sprawdzam co pokazuje.
Patrzę jednak na wyniki z pewną dozą wątpliwości. Jeśli się nie mylę, to wszystkie te aplikacje są darmowe, a skoro darmowe, to (może i błędnie) nie do końca wierzę w poprawność wyniku. Inna sprawa, że co aplikacja, to inne wartości.
W telewizji i w gazetach co chwilę nowe informacje o stanie powietrza, lub w jakim mieście padł kolejny (niechlubny) rekord zanieczyszczenia. Oczywiście obowiązkowe podkreślanie, że jest gorzej niż w Hong Kongu, czy w USA. O ile co do Hong Kongu jestem skłonny się zgodzić, to już przy Los Angeles, czy Londynie (tak, wiem że to nie USA, ale też często się pojawia w relacjach) nie jestem pewien prawdziwości stwierdzeń, bo spotkałem się z kilkunastoma kontr-artykułami, które opisują, że powietrze jest tam już dużo czystsze. Prawda pewnie leży gdzieś po środku.
Coś mnie dzisiaj jednak zastanowiło. Gazeta wrocławska alarmuje na FB, żeby nie wychodzić z domu, bo sytuacja dramatyczna (mniej więcej tak brzmiał nagłówek). Sprawdzam appkę, a tam ok 230% normy, ale tydzień temu było 800%. Clickbait? No jak w mordę strzelił.
W całym zamieszaniu ze smogiem ostatnio ogólnie odnoszę wrażenie, że po latach, poza ekologicznymi aktywistami, wszystkie (albo zdecydowana większość) media miały to w głębokim poważaniu. Teraz podłapali temat, ktoś narobił aplikacji, a cyferki kliknięć i oglądalności radośnie szybują ku niebu.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli. Smog to olbrzymi problem, a najgorzej go znoszą dzieci, starsi i zwierzęta. Zamiast pojechać do pracy komunikacją miejską ludzie wolą samochód (nieważne, że trzeba rano drapać szyby, a potem szukać miejsca parkingowego). Bo jest wygodniej. W domach pali się byle czym, szczególnie w tych biedniejszych. Sam miałem piec, w którym paliliśmy z mamą węglem, ale sporo znajomych już w lecie zbierało drewno i inny szajs na zimę. Rozumiem takich ludzi. Mają niewiele, to palą byle czym, byle ciepło było. Czego nie rozumiem, to odpicowane wille na mojej trasie biegowej, z których teraz cuchnie jak cholera. czasami się zastanawiam, Czy nie zadzwonić na straż miejską i niech sprawdzą. Tylko trochę treningu szkoda ;)
Czy jedna ten smog ma aż taki na nas wpływ? Nie jestem lekarzem, więc nie będę tu zgrywał autorytetu. Na logikę jednak - mam na smog jakikolwiek wpływ? Samochodu (i prawka :p) nie mam, pieca w domu już też nie. Wpływu więc nie mam. Poza tym smog to problem, który jest od lat, a nie od tygodnia. Co się nawdychaliśmy, to nasze. Wiele lat paliłem zwykłe fajki, więc płuca swoje też już oberwały.
Jako biegacz czuję, że w niektóre dni mi się znacznie gorzej biega. Czy przez smog? Nie wiem, bo dopiero od niedawna sprawdzam zanieczyszczenie. Wpływ na wydolność wysoki poziom świństw w powietrzu na pewno ma, ale czy aż tak kluczowy, czy to jednak autosugestia i wina za słaby trening leży gdzieś indziej?
Do całego problemu staram się podchodzić więc na spokojnie. Absolutnie jestem przeciwny paleniu w piecach śmieciami, ale nie mam zamiaru dać się ogłupić przez media, dla których liczy się tylko liczba wyświetleń i widzów przed tv. I Wam też radzę nie dać się nabrać na bezczelne zagrywki dziennikarzy, dla których rzetelność wypowiedzi co raz mniej znaczy niestety.
środa, 18 stycznia 2017
sobota, 31 grudnia 2016
Coś się kończy, coś się zaczyna
Kończy się 2016, za chwilę nowy rok i nowe wyzwania biegowe.
Mijający rok był dla mnie przełomowy. Pierwszy, w trakcie którego w każdym miesiącu biegałem (i coś tam na rowerze kręciłem).
W sumie wyszło 1170 km biegowo na 134 treningach (jakoś 16 km więcej, ale endo strajkowało i postanowiło dystansu nie mierzyć). 1 zawody na 5 km, 7 na 10 i 2 półmaratony. Do tego 181 km rowerem (głównie jako transport na trening, lub parkrun).
Zaczynając rok planowałem zrobić 1000 km. Plan udało się zrealizować w ponad 100% :)
To był rok, w którym zaliczyłem swój pierwszy półmaraton (nocna połówka we Wrocławiu) i już w kilka godzin po nim zacząłem szukać kolejnego (padło na Kraków...z tą trasą mam rachunki do wyrównania, bo zabrakło 3 sekund do złamania 2h). Odwiedziłem kilka ulubionych tras (m.in. Bieg Niezłomnych w Sobótce) za każdym razem poprawiając na nich czas. Zacząłem biegać w parkrunach, które każdemu polecam. Niby "tylko" 5 km, a w dupę daje bardziej niż zwykły trening na kilkanaście kilometrów.
Mijający rok był dla mnie przełomowy. Pierwszy, w trakcie którego w każdym miesiącu biegałem (i coś tam na rowerze kręciłem).
W sumie wyszło 1170 km biegowo na 134 treningach (jakoś 16 km więcej, ale endo strajkowało i postanowiło dystansu nie mierzyć). 1 zawody na 5 km, 7 na 10 i 2 półmaratony. Do tego 181 km rowerem (głównie jako transport na trening, lub parkrun).
Zaczynając rok planowałem zrobić 1000 km. Plan udało się zrealizować w ponad 100% :)
To był rok, w którym zaliczyłem swój pierwszy półmaraton (nocna połówka we Wrocławiu) i już w kilka godzin po nim zacząłem szukać kolejnego (padło na Kraków...z tą trasą mam rachunki do wyrównania, bo zabrakło 3 sekund do złamania 2h). Odwiedziłem kilka ulubionych tras (m.in. Bieg Niezłomnych w Sobótce) za każdym razem poprawiając na nich czas. Zacząłem biegać w parkrunach, które każdemu polecam. Niby "tylko" 5 km, a w dupę daje bardziej niż zwykły trening na kilkanaście kilometrów.
Poznałem fantastycznych ludzi, z różnych części Polski.
Co w 2017? Na pewno korona półmaratonów (Poznań, Wrocław, Wałbrzych, Piła, Kraków). Przy okazji 1 "mistrzostw Polski wkurw_team" w Kielcach w maju wpadnie 6 połówka do "herbu półmaratonów".
Poza tym chcę wreszcie łamać w miarę spokojnie 50 minut na 10 km, no i oczywiście zejść poniżej 2h na połówce.
Dystans na 2017? Jak na mnie ambitnie, bo...2017 :) Czy się uda? Zobaczymy za 12 miesięcy.
Zimę chcę przepracować na siłowni, budując siłę biegową. Nawet jak "kaloryfera" się zrobić nie uda, to i tak efekt na resztę roku będzie.
Już mi brakuje emocji związanych ze startem w zawodach. Najbliższe w lutym.
Tym akcentem zamykam ten fajny rok, a Wam życzę samych sukcesów w każdej dziedzinie życia.
Sportowe podsumowanie grudnia
Grudzień się kończy, więcej biegania w nim nie będzie, to pora podsumować.
Po przekroczeniu 1000 km ciężej było znaleźć motywację. Wracanie w ciemnościach po robocie też nie nastrajało do robienia kolejnych treningów. Do tego święta i po drodze delegacja.
Mimo wszystko miesiąc zaliczony i dobiłem do 100 km.
Było niestety mocno nieregularnie, ale ważne, że nie odpuściłem.
Siłowni w tym miesiącu zabrakło. Po zmianie roboty na nową kartę multisportu muszę poczekać do stycznia, więc skupiłem się na planku w domu (szczególnie przydatne po świątecznym obżarstwie).
Po drodze wpadła delegacja do Zurychu. Delegacja delegacją, ale pobiegać tam też trzeba było. Zakochałem się w bieganiu w tym mieście. Trasa, chociaż po chodniku, fantastyczna. Na całej długości tylko 1 światła, na których i tak miałem zielone, więc mogłem radośnie truchtać bez zatrzymywania się. Co ważne nie było płasko. Zbiegi, podbiegi... Bomba :)
Głównym "gwoździem programu" był jednak prezent po choinką od Agi :) Wreszcie mam zegarek do biegania - garmin forerunner 230 hr. Koniec z rejestrowaniem treningu telefonem, który gubi zasięg :)
Rok temu w grudniu wykręciłem 61 km, teraz 100 utrzymując trend, więc jestem zadowolony.
Plany na 2017 się już klarują, ale o nich w innym poście.
Po przekroczeniu 1000 km ciężej było znaleźć motywację. Wracanie w ciemnościach po robocie też nie nastrajało do robienia kolejnych treningów. Do tego święta i po drodze delegacja.
Mimo wszystko miesiąc zaliczony i dobiłem do 100 km.
Było niestety mocno nieregularnie, ale ważne, że nie odpuściłem.
Siłowni w tym miesiącu zabrakło. Po zmianie roboty na nową kartę multisportu muszę poczekać do stycznia, więc skupiłem się na planku w domu (szczególnie przydatne po świątecznym obżarstwie).
Po drodze wpadła delegacja do Zurychu. Delegacja delegacją, ale pobiegać tam też trzeba było. Zakochałem się w bieganiu w tym mieście. Trasa, chociaż po chodniku, fantastyczna. Na całej długości tylko 1 światła, na których i tak miałem zielone, więc mogłem radośnie truchtać bez zatrzymywania się. Co ważne nie było płasko. Zbiegi, podbiegi... Bomba :)
ciekawostka...wg endo kawałek zrobiłem po wodzie ;)
Głównym "gwoździem programu" był jednak prezent po choinką od Agi :) Wreszcie mam zegarek do biegania - garmin forerunner 230 hr. Koniec z rejestrowaniem treningu telefonem, który gubi zasięg :)
Rok temu w grudniu wykręciłem 61 km, teraz 100 utrzymując trend, więc jestem zadowolony.
Plany na 2017 się już klarują, ale o nich w innym poście.
wtorek, 6 grudnia 2016
Sportowe podsumowanie listopada
Listopad już od kilku dni za nami, pora go zatem podsumować.
Dystans wybiegany kolejny miesiąc z rzędu powyżej 110 km, tak więc forma się utrzymuje. Poza bieganiem w ramach treningów pod przyszłoroczną koronę półmaratonów (i w ogóle sezon 2017) dosyć regularnie przerzucałem żelastwo na siłowni. Na zmianę robione górne i dolne partie mięśniowe. Efektów wizualnych może nie ma, ale wydolnościowo czuję się o wiele lepiej.
Zabrakło niestety sauny, ale też nie było w sumie potrzeby dodatkowej regeneracji, więc nie żałuję.
Pękła granica 1000 km w tym roku, więc mogłem ze spokojem zacząć lekkie roztrenowanie. Inna sprawa, że przez to, iż wracam do domu jak już jest ciemno, to trochę ciężko się było zmobilizować do wychodzenia na trening biegowy i łatwiej było się zmotywować do odwiedzenia siłowni.
Poza tym, że siłownia sporo mi już dała, to udało się rzucić palenie, co poskutkowało poprawieniem o ponad minutę życiówki na 5 km :) Od 26-11-2016 czas na tym dystansie wynosi u mnie 22:53 :) I zdecydowanie czuję, że można to jeszcze podkręcić, wszystko zależy od tego, czy wytrzymam z niepaleniem i jak przepracuję zimę.
Reasumując miesiąc zdecydowanie udany i to pomimo odczuwalnego rozprężenia.
Grudzień to już spokojne i radosne nabijanie "kaemów", a sprawdziany biegowe szykują się w lutym na 2 biegach na 10 km.
Dystans wybiegany kolejny miesiąc z rzędu powyżej 110 km, tak więc forma się utrzymuje. Poza bieganiem w ramach treningów pod przyszłoroczną koronę półmaratonów (i w ogóle sezon 2017) dosyć regularnie przerzucałem żelastwo na siłowni. Na zmianę robione górne i dolne partie mięśniowe. Efektów wizualnych może nie ma, ale wydolnościowo czuję się o wiele lepiej.
Pękła granica 1000 km w tym roku, więc mogłem ze spokojem zacząć lekkie roztrenowanie. Inna sprawa, że przez to, iż wracam do domu jak już jest ciemno, to trochę ciężko się było zmobilizować do wychodzenia na trening biegowy i łatwiej było się zmotywować do odwiedzenia siłowni.
Poza tym, że siłownia sporo mi już dała, to udało się rzucić palenie, co poskutkowało poprawieniem o ponad minutę życiówki na 5 km :) Od 26-11-2016 czas na tym dystansie wynosi u mnie 22:53 :) I zdecydowanie czuję, że można to jeszcze podkręcić, wszystko zależy od tego, czy wytrzymam z niepaleniem i jak przepracuję zimę.
Reasumując miesiąc zdecydowanie udany i to pomimo odczuwalnego rozprężenia.
Grudzień to już spokojne i radosne nabijanie "kaemów", a sprawdziany biegowe szykują się w lutym na 2 biegach na 10 km.
sobota, 26 listopada 2016
Rekordowy 181 Parkrun Wrocław
26 listopada 2016 odbył się już 181 Parkrun we Wrocławiu. Nasza Koordynatorka Kasia postanowiła lekko rozruszać towarzystwo i pobić dotychczasowy rekord frekwencji, który wynosił 92 osoby. Na FB utworzone zostało dedykowane wydarzenie i szeroko zakrojona akcja "promocyjna". Atak na rekord był o tyle ambitny, że temperatura już raczej nie nastraja do zrywania się w sobotę rano i jechanie na miejsce startu. Przyznaję się bez bicia, że gdyby nie znajomy, który jechał autem, to i ja bym się nie wybrał. Na rower już za zimno, a mpk jechać nie chciałem. Raz, że trwa to ode mnie zbyt długo, a dwa, że w ciuchach po biegu w komunikacji miejskiej nie czułbym się komfortowo.
Tak się jednak udało, że kolega Boguś się wybierał, więc podwózkę miałem zapewnioną.
Na miejsce dotarliśmy kilkanaście minut przed startem i już było widać, że obowiązujący rekord frekwencji jest poważnie zagrożony. Nie ociągając się przystąpiliśmy do rozgrzewki witając się z biegowymi znajomymi. Dla osób, które nie biegają pogoda wydawać by się mogła kiepska na takie fanaberie. Dosyć chłodno (poniżej zera a jeszcze od Odry ciągnęło) i zalegająca nad Wrocławiem od kilku dni mgła. Jako, że jednak biegacze normalni z reguły nie są, to atmosfera była bojowa.
Jeszcze szybka fota przed startem, kilka słów od "szefowej" i poszli...
Przed startem nie miałem konkretnego planu na ten bieg. Chciałem przetestować nowe spodnie i bluzę, a poza tym dorzucić swoją "cegiełkę" do nowego rekordu Parkrun.
Już pierwsze metry były zapowiedzią dobrego biegu. Nie wiem czy to przez te nowe ciuchy (a zawsze w nowych mi się jakoś lepiej lata), czy uzupełnienie treningów biegowych siłownią, a może fakt, że od blisko 10 dni nie palę, ale czułem, że tempo jest dobre, nawet bardzo.
Kolejne metry same znikały pod butami, a ja mijałem znajomych, za którymi dotąd biegałem z zazdrością, że nie mogę ich dojść.
W połowie trasy tradycyjna nawrotka i rura dalej. Jakoś na 3 km minąłem chłopaka pod którego jestem niesamowitym wrażeniem. Z resztą "chłopak" to zdecydowanie na wyrost, bo to dziecko było. Nie potrafię oceniać wieku, ale na moje oko jakoś max 8 lat, a skubany cisnął spokojnie poniżej 5 min/km. Szacun!
Powoli czułem, że tempo jak na mnie jest ostre. Zaczynałem opadać z sił, ale na szczęście w oddali zaczął majaczyć Jaz Bartoszowice. Szybki rzut okiem na komórkę, żeby zweryfikować jaki jest czas i jak zobaczyłem, że jest poniżej 22 minut, to wyrwałem do przodu.
Na mecie szybka weryfikacja wyniku i było zajebiście. Życiówka poprawiona o 1:11, co na dystansie 5 km jest fantastycznym wynikiem. I tak oto rok 2016 zamykam ostrym akcentem, czyli wynikiem 22:53.
181 Parkrun Wrocław był rekordowy nie z uwagi na mój czas, ale z uwagi na frekwencję. Było nas 139 szaleńców, którzy woleli wstać rano i spotkać się na nadodrzańskich wałach, niż smacznie spać :) Plan się powiódł ponad wszelkie oczekiwanie i Wrocław w statystykach polskich Parkrunów wskoczył na 13 miejsce (awans z 21). W przyszłym roku atak na pierwszą "dziesiątkę"? ;)
Brawo my! I brawo cała ekipa Parkrun Wrocław pod przywództwem Kaśki :)
Tak się jednak udało, że kolega Boguś się wybierał, więc podwózkę miałem zapewnioną.
Na miejsce dotarliśmy kilkanaście minut przed startem i już było widać, że obowiązujący rekord frekwencji jest poważnie zagrożony. Nie ociągając się przystąpiliśmy do rozgrzewki witając się z biegowymi znajomymi. Dla osób, które nie biegają pogoda wydawać by się mogła kiepska na takie fanaberie. Dosyć chłodno (poniżej zera a jeszcze od Odry ciągnęło) i zalegająca nad Wrocławiem od kilku dni mgła. Jako, że jednak biegacze normalni z reguły nie są, to atmosfera była bojowa.
Jeszcze szybka fota przed startem, kilka słów od "szefowej" i poszli...
to i kolejne zdjęcie z profilu FB Parkrun Wrocław wykonane przez Krzysztofa Langnera
Przed startem nie miałem konkretnego planu na ten bieg. Chciałem przetestować nowe spodnie i bluzę, a poza tym dorzucić swoją "cegiełkę" do nowego rekordu Parkrun.
Już pierwsze metry były zapowiedzią dobrego biegu. Nie wiem czy to przez te nowe ciuchy (a zawsze w nowych mi się jakoś lepiej lata), czy uzupełnienie treningów biegowych siłownią, a może fakt, że od blisko 10 dni nie palę, ale czułem, że tempo jest dobre, nawet bardzo.
Kolejne metry same znikały pod butami, a ja mijałem znajomych, za którymi dotąd biegałem z zazdrością, że nie mogę ich dojść.
W połowie trasy tradycyjna nawrotka i rura dalej. Jakoś na 3 km minąłem chłopaka pod którego jestem niesamowitym wrażeniem. Z resztą "chłopak" to zdecydowanie na wyrost, bo to dziecko było. Nie potrafię oceniać wieku, ale na moje oko jakoś max 8 lat, a skubany cisnął spokojnie poniżej 5 min/km. Szacun!
Powoli czułem, że tempo jak na mnie jest ostre. Zaczynałem opadać z sił, ale na szczęście w oddali zaczął majaczyć Jaz Bartoszowice. Szybki rzut okiem na komórkę, żeby zweryfikować jaki jest czas i jak zobaczyłem, że jest poniżej 22 minut, to wyrwałem do przodu.
Na mecie szybka weryfikacja wyniku i było zajebiście. Życiówka poprawiona o 1:11, co na dystansie 5 km jest fantastycznym wynikiem. I tak oto rok 2016 zamykam ostrym akcentem, czyli wynikiem 22:53.
szczęśliwy z wyniku :) fota tym razem z mojego tel w wykonaniu Bogusia
Brawo my! I brawo cała ekipa Parkrun Wrocław pod przywództwem Kaśki :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)