Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rower. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rower. Pokaż wszystkie posty

sobota, 16 lipca 2016

10-5-10

10-5-10. Nie, to nie jakiś tajemniczy kod, czy nawiązanie do programu "5-10-15". To dystans, który zaczynam co sobotę pokonywać z samego rana na Jaz Opatowicki, co by zaliczyć kolejny Parkrun. 10 rowerem, 5 biegiem i znowu 10 rowerem do domu.

Najpierw niecała "dycha" rowerem (ostatnio zabrakło 60 m do pełnych 10 km). Lata musiały minąć i musiałem swoje odczekać na przystanku po pierwszym Parkrunie, żebym rower odkurzył. Dobra rozgrzewka przed biegiem. Nogi się trochę jeszcze buntują i czuję, że są zdziwione tym co im robię, ale przyzwyczają się. W sumie wyboru nie mają ;)

O samym Parkrunie już pisałem. Dzisiaj był nasz 3 raz. I zaczynam to lubić. Co raz lepiej rozumiem moją znajomą, która ma tych Parkrunów ponad 100 i mówi, że nie wyobraża sobie soboty bez nich. Swoją drogą to tylko podkreśla, że biegacze absolutnie normalni nie są. Zamiast zaimprezować w piątek i pospać do 12, wolę wstać przed 7, zjeść lekkie śniadanie i ruszyć rowerem w drogę. I nie ważne, że jadę dłużej niż potem biegnę. To część treningu, a jednocześnie część bycia biegową rodziną. Fakt, po cichu kiełkuje myśl o triathlonie, ale raz że za kilka lat, a dwa, że najpierw pływać się muszę porządnie nauczyć, bo żabką turystyczną, to ja świata nie zwojuję.


mina skrzywiona, bo słońce stwierdziło, że nagle wyjdzie i prosto w dziób zaświeci

Sam start. Żarty, dyskusje z innymi biegaczami, wymiana doświadczeń i poznawanie osób spoza Wrocławia, które są na "gościnnych występach". To też czas planowania kolejnych zawodów, relacje z zaliczonych biegów, chwalenie się zdobytymi medalami, czy "rewia mody" w nowych koszulkach.

Trasa. W sumie wydawałoby się, że nic szczególnego. Ot raptem 5 km. Niby racja, ale zaczynam kompletnie inaczej do niej podchodzić. Wiem doskonale, że raczej latać będę ogony, ale staram się ćwiczyć swoją technikę. A to łapkami więcej pracuję, a to pochylam się do przodu, żeby zmusić ciało do szybszego biegu, a to znowu robię mniejsze kroczki podbijając kadencję (lekko na pałę, bo z samym endomondo na razie kadencji nie policzę). Tak czy owak ostatni Parkrun zamknąłem z czasem 25:08, co jest moim PB w tym biegu i w sumie życiówką na tym dystansie (endo twierdzi inaczej, ale życiówkę na 5 km z endo zrobiłem na interwałach BC2 po 2 km, więc z lekkim oszustwem i tego nie liczę). Te 5 km potrafi dać w kość, szczególnie, że pierwsze dwa leciałem w piekielnym upale.



Po biegu dalsza wymiana myśli i doświadczeń, a potem znowu rower i kolejne 10 km do domu. 



Jedno muszę Parkrunowi we Wrocku oddać. Organizowany jest rewelacyjnie. Zajebista atmosfera, Kaśka (nasza koordynatorka) ogarnia temat świetnie. Wszyscy, począwszy od Wolontariuszy, po Biegaczy, są bardzo pomocni. Ten poranny bieg w sobotę działa lepiej niż kawa, a już na pewno jest dużo zdrowszy :) No i uczę się wreszcie jazdy bez trzymanki po wałach rowerem, z czym zawsze miałem problem ;) Mam tylko nadzieję, że za szybko nie załatwię sobie dętki koło ZOO, bo pchać rower blisko 10 km, to mi się delikatnie mówiąc nie uśmiecha.

Aha, jak ktoś chce to po biegu może skoczyć jeszcze na park linowy, który jest 50 m od startu. Zabawa ponoć przednia.

poniedziałek, 4 lipca 2016

Sportowe podsumowanie czerwca

Zakończył się czerwiec, czas więc na podsumowanie. Biorąc pod uwagę sam kilometraż czerwiec był na pewno dobry, ale nie najlepszy. W porównaniu do maja nalatałem 123 km, czyli o 22 km mniej. Pod każdym jednak innym powodem był to jednak miesiąc przełomowy.

Całościowo jestem bardzo zadowolony. Plan realizuje się zgodnie z założeniami. Tygodniowo robię ok. 30 km i cel na 2016, czyli 1k km jest jak najbardziej realny (dla jasności, niskie temperatury nie robią na mnie szczególnego wrażenia, więc nie planuję przerywać biegania zimą). Całość prezentuje się jak poniżej.


Sam czerwiec przełomowy był z 3 powodów.

Na początek zaliczyłem pierwszą w życiu biegową połówkę z czasem 2:06:05. Pisałem o tym już w innym poście, więc nie będę się rozwlekać. Super bieg, kondycja dopisała. Teraz w planie ten sam dystans w Krakowie i atak na 2 godziny (po cichu marzę o złamaniu 1:55, czyli 11 minut lepiej).


Drugim z przełomowych momentów było zebranie tyłka na sobotni parkrun. Ktoś powie, że 5 km dupy nie urywa. Ten ktoś nie będzie wiedzieć o czym mówi. 5 km to doskonały dystans na szybkie wybieganie i testowanie nowych taktyk biegowych. Jak do tego dodamy upał na poziomie 30 stopni i 70 biegaczy na trasie, to ten parkrun to nie jest taka rurka z kremem. Na sam start się spóźniłem, więc pełnej "piątki" nie było, ale i tak jestem zadowolony.


Ostatnim "przełomem" było odkurzenie roweru. Wkurzyło mnie czekanie na autobus do domu po parkrunie i sobie obiecałem, że na sobotnie i niedzielne biegi będę w miarę możliwości zasuwał rowerem. Świetna rozgrzewka i urozmaicenie treningu. Organizm na razie głupieje i lekko się buntuje (po ostatnim weekendzie ledwo się ruszałem), ale jestem przekonany, że to była dobra decyzja. Jako, że rowerkiem na trening pojechałem w czerwcu tylko raz, to i dystans oszałamiający nie był (ciut ponad 15 km), ale i tak jest dobrze. Jest jakieś urozmaicenie. Z moim marinem musimy się do siebie przyzwyczaić, bo to narowiste bydlę, ale zaczynam sobie przypominać czemu kiedyś myślałem o startach MTB :)