Całościowo jestem bardzo zadowolony. Plan realizuje się zgodnie z założeniami. Tygodniowo robię ok. 30 km i cel na 2016, czyli 1k km jest jak najbardziej realny (dla jasności, niskie temperatury nie robią na mnie szczególnego wrażenia, więc nie planuję przerywać biegania zimą). Całość prezentuje się jak poniżej.
Na początek zaliczyłem pierwszą w życiu biegową połówkę z czasem 2:06:05. Pisałem o tym już w innym poście, więc nie będę się rozwlekać. Super bieg, kondycja dopisała. Teraz w planie ten sam dystans w Krakowie i atak na 2 godziny (po cichu marzę o złamaniu 1:55, czyli 11 minut lepiej).
Drugim z przełomowych momentów było zebranie tyłka na sobotni parkrun. Ktoś powie, że 5 km dupy nie urywa. Ten ktoś nie będzie wiedzieć o czym mówi. 5 km to doskonały dystans na szybkie wybieganie i testowanie nowych taktyk biegowych. Jak do tego dodamy upał na poziomie 30 stopni i 70 biegaczy na trasie, to ten parkrun to nie jest taka rurka z kremem. Na sam start się spóźniłem, więc pełnej "piątki" nie było, ale i tak jestem zadowolony.
Ostatnim "przełomem" było odkurzenie roweru. Wkurzyło mnie czekanie na autobus do domu po parkrunie i sobie obiecałem, że na sobotnie i niedzielne biegi będę w miarę możliwości zasuwał rowerem. Świetna rozgrzewka i urozmaicenie treningu. Organizm na razie głupieje i lekko się buntuje (po ostatnim weekendzie ledwo się ruszałem), ale jestem przekonany, że to była dobra decyzja. Jako, że rowerkiem na trening pojechałem w czerwcu tylko raz, to i dystans oszałamiający nie był (ciut ponad 15 km), ale i tak jest dobrze. Jest jakieś urozmaicenie. Z moim marinem musimy się do siebie przyzwyczaić, bo to narowiste bydlę, ale zaczynam sobie przypominać czemu kiedyś myślałem o startach MTB :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz