sobota, 2 lipca 2016

Shantaram, czyli boży pokój

Czytanie, to trening dla duszy. Nie ma nic lepszego niż dobra książka, żeby się odprężyć i odpocząć od otaczającego nas świata. Tego podejścia nauczyła mnie moja Mama i jestem Jej niesamowicie wdzięczny, że zaszczepiła we mnie miłość do książek.

W porównaniu do średniej krajowej czytam dużo, nawet bardzo dużo. Ale to średnia krajowa, która woła o pomstę nieba. Zeszły rok zamknąłem z wynikiem 33 książek. W tym roku na razie mam na koncie 19. Czy to dużo? Wg mnie absolutnie nie. Z uwagi na pracę i treningi (i stety, albo niestety miłość do seriali) mniej czytam w domu. Dlatego idealnym rozwiązaniem dla mnie był czytnik ebooków i dostęp do biblioteki Legimi. Nie chcę tu robić szczególnej reklamy temu portalowi, ale czytnik za złotówkę i olbrzymi wybór książek w abonamencie 50 zł na miesiąc to wg mnie rozwiązanie idealne. Dzięki czemu podróżowanie mpk po Wrocławiu jest znaczniej mniej nudne.

Jednym z moich ostatnich odkryć czytelniczych jest książka "Shantaram" Gregory'ego David'a Roberts'a, którą kilka lat temu polecił mi kumpel z pracy. Długo jej szukałem, zanim w końcu trafiła na mojego InkBook'a.

Na stronie lubimyczytać.pl opis tej książki zaczyna się od słów:
"Shantaram to czytelniczy Święty Graal. To nagroda za setki i tysiące przeczytanych rzeczy średnich. To osiemset stron czytelniczego raju, zasysającej i hipnotyzującej lektury, w trakcie której jedyne co nam przeszkadza, to świadomość, że musi się skończyć."

Marcin Meller napisał, że "Shantaram" to czysta, odarta ze wszystkiego innego radość czytania. To coś niesamowitego.

Mi nie pozostaje nic innego, jak z obiema wypowiedziami zgodzić się w pełnej rozciągłości.

"Shantaram" to książka niesamowita. Opisuje prawdziwą historię życia Australijczyka, który za napady na banki został skazany na 20 lat odsiadki. Z więzienia zwiał do Indii. I tak naprawdę zatarg z prawem nie jest w tej książce najważniejszy. W Indiach Linbaba (bo tak został tam nazwany oficjalnie) związał się z Bombajską mafią. Walczył w Afganistanie (nie do końca chce mi się wierzyć, że nikogo tam i w Bombaju nie zabił, ale to nie jest tu ważne). Został jednym z najważniejszych ludzi Kadirbaja (nie będę tłumaczyć poszczególnych imion, czy przydomków...musicie przeczytać książkę) doskonaląc m.in. proces podrabiania dokumentów.

Dla mnie najważniejszym elementem tej książki jest poszukiwanie samego siebie, szukanie własnego "ja" i sensu życia. Nie będę czarować, "Shantaram" pomimo tego, że książką jest fantastyczną, jest też książką smutną. Smutną i gorzką, chociaż w wielu miejscach portafi również rozbawić. Tych kilkaset stron się nie czyta, je się połyka. Każdy rozdział, każda strona skłania do refleksji nad otaczającym nas światem, nad sobą samym. Praca Linbaby w slumsach Bombaju uzmysławia w jak konformistycznym świecie żyjemy. Kto z nas byłby w stanie pracować jako lekarz w takich warunkach podczas epidemii cholery? Obstawiam, że nikt, albo naprawdę bardzo niewielu. Z czasem Lin stał się pełnoprawnym członkiem mafii, ale za każdym razem, gdy wracał do swoich slumsów (lub jak zawsze mówił do "slumsów Prabakera") czuł pustkę i wyrzuty sumienia względem swoich przyjaciół, których w tych slumsach zostawił.

W trakcie przygody, jaką było obcowanie z tą książką, naszła mnie jeszcze jedna refleksja. Z jednej strony tym bardziej chcę pojechać do Indii, ale jednocześnie z drugiej strony zdaję sobie sprawę jak cholernie jest tam niebezpiecznie. Dla nas, europejczyków, różnica kulturowa będzie kolosalna. Niestety w Europie często nie ma w nas pokory wobec nowych krajów i jadąc w kompletnie nieznane nam miejsce zachowujemy się "jak u siebie", oczekując chociażby takich samych standardów jak we Wrocławiu, Berlinie, czy gdziekolwiek indziej. Z takim podejściem tam zginiemy. Z resztą nie tylko tam, ale również w każdym innym kraju, również europejskim. To tak na marginesie.

Zdecydowanie "Shantaram" trafił do mojego osobistego kanonu książek, które KONIECZNIE należy w swoim życiu przeczytać. Dawno nie miałem łez w swoich oczach czytając książkę. Historia Lina przypomniała mi jakim nieopisanie cudownym uczuciem jest zagłębić się w taką lekturę. To książka magiczna, a komu się nie spodoba, to niestety, ale do niej nie dorósł. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz