środa, 20 lipca 2016

Sauna

Ostatni raz w saunie byłem jakoś 15-16 lat temu jeszcze w czasach trenowania taekwon-do. Jako, że obecnie do wrocławskiego Aquaparku mam 10 minut na piechotę, a w dodatku mam urlop, to stwierdziłem, że się przejdę. Dodatkową motywacją był fakt, że coś podziębiony jestem (chorobę ponoć najlepiej wypocić :p), a mięśnie po ostatnich treningach jakoś wybitnie zmęczone i bolące.

Miła pani na wstępie podpowiedziała od czego zacząć jako saunowy ignorant. Przebrałem się, wchodzę do saunarium i szok. Kurde duże to to jak cholera. Dobra, szukam sauny kamiennej. Zaczęło się dobrze. Temperatura ok 60 stopni. Siedzę sobie i radośnie się pocę, a tu nagle zgrzyt jakiś łańcuchów i wychyla się wiadro rozgrzanych kamieni i zanurza w wodzie. Zajebiste uczucie :)

Kolejna była biosauna. Temperatura 55 stopni, podwyższona wilgotność, jakieś przyjemne olejki (za drugim razem trafiłem na miętę pieprzową...rewelacja).

Po tych dwóch saunach dla ochłody zaliczyłem basen thalasso, który wg opisu ma imitować wodę z Morza Martwego. Równie miłe. 

Po tym wszystkim zwiedzania ciąg dalszy i trafiłem na sauny zewnętrzne. Na pierwszy ogień poszła sauna fińska Bali. Tam już temperatura sporo wyższa, bo sięgająca nawet 100 stopni. Jako, że ta sauna jest zbudowana z drewna, efekt i pierwsze wrażenie o wiele lepsze niż poprzednie.

Następną była znowu fińska Korsu. I w tej się zakochałem. Na stronie Aquaparku w opisie można przeczytać, że po pierwsze temperatura 85-95 stopni i wilgotność 10-20%. Dodatkowo sauna poniżej poziomu ziemi. Co mi się w niej najbardziej spodobało, to po pierwsze zapach sosny (na środku kominek z palącym się w nim drewnem), muzyczka relaksacyjna i dźwięki ptaków. Coś pięknego.

Po tych 2 fińskim szybki, lodowaty prysznic i zanurzenie się w chłodnym basenie. O jak dobrze mi było.

Na koniec pierwszego razu z aquaparkowym saunarium ponownie biosauna i kamienna z finałem pod lodowaty prysznicem.

Generalnie cały wypad oceniam bardzo in plus. Ciało czuje się zdecydowanie lepiej, odprężone i zrelaksowane. Pierwsze chwile lekko dziwne, bo jednak nie jestem przyzwyczajony do chodzenia w samym ręczniku, albo i bez, ale szybko mija ;) Wziąwszy pod uwagę, że weekendy mam treningowo ostatnio intensywne, to odpoczynki na saunie zdecydowanie trafią do tygodniowego harmonogramu. Saun jest naprawdę sporo i mam ich jeszcze kilka do odkrycia (bodaj ze dwie jeszcze fińskie z temperaturą pod 100 stopni i rzymska parowa). Dzisiaj to było tylko takie "rozpoznanie terenu". I szczerze powiedziawszy czuję się po tym wypadzie zdecydowanie lepiej. Po osłabieniu przeziębieniem nie ma śladu (chociaż pewnie to nie był najlepszy pomysł, żeby tam dzisiaj iść). Mięśnie całkowicie przestały boleć. Warto również dodać, że wrocławski Aquapark bardzo dba o to  miejsce. Jest czysto, obsługa miła i budują kolejne atrakcje, czyli nie osiedli na (zasłużonych) laurach. Jak tylko macie taką możliwość, to polecam chociaż raz w tygodniu przejść się na saunę. Nie ma co katować swojego ciała kolejnymi treningami. Jakkolwiek uderzenie endorfin po zaliczeniu kilku(nastu) kilometrów jest miłe, ale odrobina takiego lenistwa jak miałem dzisiaj też działa terapeutycznie i wydaje się fajnym uzupełnieniem treningu.

A jak ten dzisiejszy wypad wpłynął na kondycję, to się przekonam jutro na faktycznym treningu, ale jestem dobrej myśli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz